wtorek, 9 lutego 2021

Porady dla autorów — unikajcie porad!

Internet otworzył wiele możliwości. Wystarczy tylko odrobina logiki, aby zauważyć funkcjonowanie wszechobecnej komercji i reklamy. Reklamie ulega wiele osób, które chciałoby tworzyć, zamiast polegać na własnej wierze i intuicji, robią wszystko czego nie powinni.

Nie istnie reguła, która pozwoli jakiemuś autorowi stać się poczytnym pisarzem. Nie można ulegać standardom i robić wszystkiego, co robili autorzy, którzy nie odnieśli żadnego sukcesu — chyba że dla kogoś jest sukcesem wydanie książki, której nikt nie czyta.

Uleganie poradom z Internetu jest porażką. Prowadzenie bloga — dziś bloga prowadzi wiele osób, wcale nie związanych z tworzeniem. Wiele osób, które nie potrafi pisać tak, żeby czytający zrozumiał o czym jest pisany blog, pisze o tematach, które je interesuje. Własna strona może być formą informacji, ale ona nie wypromuje autora. Pozycjonowanie strony nie ma żadnego znaczenia, czy strona autora będzie na pierwszym miejscu w wyszukiwarce, czy nie, sama pozycja nie przyczyni się do sprzedawalności książek.

Robienie kolejnych redakcji książki jest porażką. Zredagowana książka wcale nie nabiera innej mocy, jak książka prosto spod pióra. Wydawca sam chce redagować dzieło. Wtedy redakcja jest bardziej bezpośrednia. Książka może przejść adiustowanie, czyli jakieś wstępne poprawki w postaci usunięcia powtarzających się wyrazów, literówek, poprawienie „ą”, czy „ę”, tam gdzie powinny być. Każdy szanujący się wydawca posiada własnych redaktorów, którzy zajmują się redagowaniem, czy korektą.

Kolejną rzeczą, o której także pisałem wcześniej, są konkursy literackie. Można przyjąć, że jeżeli jest konkurs, w którym nagrodą jest wydanie „dużego” nakładu książki (10-30000egz.), wówczas konkurs ma sens. Natomiast jeżeli jest konkurs literacki w którym podstawą przyjęcia książki, jest właściwe zredagowanie dzieła, a nagrodą jest redagowanie książki, taka nagroda jest tylko porażką.

Autor przede wszystkim powinien być kreatywny i działać na podstawie własnej intuicji. Można promować się przez portale społecznościowe, ale nie przynosi to żadnego rezultatu. Zaś pisanie na różnych portalach internetowych, takich jak Artelis, pozwala stać się zauważalnym.

Autor powinien nawiązywać współpracę chociażby z Urzędem Gminy, który to Urząd może zorganizować dla pisarza spotkanie autorskie, czy też z bibliotekami, które na takie spotkania są otwarte i mają przeznaczone fundusze. To jest działanie efektowne, namacalne. Ale te należą do nielicznych przykładów efektownego działania, gdyż wielu autorów robi wszystko czego robić nie powinni zanim zaczną działać z efektem, kiedy zrozumieją, że internetowe porady są nic nie warte.

Dziś w czasach tak rozwiniętych możliwości medialnych mamy nowe możliwości. Kiedyś uwagę moją przykuła autorka, która za własne pieniądze w USA wydała duuuży nakład swojej książki, a potem sama rozwoziła powieść po kraju. Organizowała w księgarniach i ośrodkach kultury spotkania z czytelnikami — odniosła sukces, bo potrafiła przekonać ludzi do swojej literatury, ale zaangażowała się sama. Tu jest właśnie przykład właściwej promocji.

Natomiast w Polsce porady dla pisarzy piszą ludzie, którzy choć wydali jakieś gnioty, nie zarobili na nich takich pieniędzy, aby pokryć wykorzystany prąd elektryczny. O czym zatem mówimy, kiedy zamierzamy słuchać takiego doradcy?

Sukces każdy musi wypracować w indywidualny sposób. Działanie musi przynieść efekt. Pisarz, który odniósł sukces jest osobą znaną, rozpoznawalną. Aby takim się stać trzeba działać, bo nikt nie urodził się wielkim i znanym.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Pisane ręką Boga

Tytuł określa pewnego rodzaju teksty, które powstają bez najmniejszego zastanowienia nad tym co się pisze. Sam dobrze o tym wiem, bo pisaniem zajmuje się od 12 roku życia. Niektóre moje teksty wyglądają jakby były pisane na siłę, zaś inne… jestem pod wrażeniem tego, co sam napisałem.

Pani Bożena Figarska (szkoda, że zakończyła swoją misję), właśnie tak: „Pisane ręką Boga” nazywała pewne swoje teksty, czy nagrania. I właśnie od niej postanowiłem ten termin zapożyczyć.

Zdarza się często, że mam ochotę coś napisać, ale zupełnie nic się nie klei. Piszę na siłę, zdanie nie pasuje do zdania i jest to najlepszym znakiem, że powinienem zostawić pisanie do lepszego czasu. Oczywiście dobrze, że w takiej sytuacji mam jakiś tekst wymagający kolejnego etapu i mam co robić.

Często jednak przychodzi taka chwila, kiedy bez jakiegokolwiek zastanawiania się potok myśli z głowy płynie na papier. Myśl po myśli pojawia się w takim tempie, że aż trzeba notować pewne rzeczy z boku na marginesie lub na kartce, żeby nie zapomnieć jakiegoś detalu. Jest tylko jedna myśl zapisać jak najwięcej słów w krótkim czasie.

Pisząc książki dziele sobie wszystko na kilka etapów. Pierwszym jest przygotowanie. Zanim zaczynam pisać na komputerze lub przepisywać tekst z papieru, najpierw w programie „Word” robię wszystkie ustawienia. Nie wyobrażam sobie pisania bez wyilustrowania strony, czy bez automatycznego dzielenia wyrazów, bez akapitu, czy nagłówka lub numeru strony i tak dalej…,  bo w chwili, kiedy zaczynam pisać automatycznie, raziłoby mnie to czego wcześniej nie dopracowałem. I jako kolejny etap jest zapisanie potoku myśli płynących z głowy. Powstały w ten sposób tekst można już nazwać powieścią, choć do ostatecznej formy jeszcze mu brakuje. Wówczas zostawiam ten tekst. I znowu dzieje się to samo, czasem w środku nocy przychodzi jakby myśl, która się rozwija. Po zapisaniu tej myśli zaczynam rozumieć, gdzie ona najlepiej pasuje i tam ją umieszczam. 

Podobnie jest, że aby zacząć pisać muszę to robić w czystości. Bo wówczas nawet plama na blacie po odbiciu dna szklanki potrafi rozproszyć myśli. Zapalam papierosa, a palę, bo lubię, a nie, bo muszę i zaczynam... coś, o czym zupełnie nie myślę przepływa przez moje ciało. I czy jestem inny niż wszyscy?

Niektórzy stan możliwości pisania bez zastanawiania się nazywają natchnieniem, czego w określaniu powyższego wykluczyć nie można, bo natchnienie pochodzi z jakiegoś źródła. Jest jakieś źródło, w którym powstają myśli. Ktoś, kto nigdy nie pisał lub nie pisał automatycznie, nigdy nie zrozumie takiego stanu. To jest tak jakby chcieć o coś zapytać znając odpowiedź, nie zdając sobie sprawy ze znajomości tej odpowiedzi.

Tak niesamowitego uczucia nie przeżywa się w żadnym stanie odurzenia. Zaś pisanie pod wpływem jakiegokolwiek odurzenia z góry odrzucam. Istnieje jednak coś takiego i nie zostało jeszcze ustalone, czy pochodzi od Boga, czy płynie z naszej podświadomości, czy też z innego źródła. Tak wielu ludzi ogranicza siebie samych, szukając pomocy w swoich problemach nie tam, gdzie należy jej szukać. Bo skoro człowiek powstał z jednej komórki, a potem w jakiś sposób nabawił się czegoś, tak w sposób psychosomatyczny, jak i naturalny, to może tak samo się uzdrowić bez pomocy jakiegoś lekarza. Ogranicza nas tylko i wyłącznie nasz sposób myślenia.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Niezwykła moc książki

Najbardziej uniwersalnym wynalazkiem ludzkości jest książka. Kilkadziesiąt stron papieru pokrytych drukiem, z barwną okładką, zabiera nas w spaniały świat, bez potrzeby wychodzenia z domu. Wraz bohaterem możemy przeżywać jego przygody… leżąc na wygodnej kanapie. Przekazuje emocje we właściwy sposób, nie potrzebuje prądu, ani żadnego z technicznych urządzeń…

Pomimo tego, że dzisiaj komputery i telewizor zabierają nam wiele czasu nadal wielkim zainteresowaniem cieszy się książka. Wielu z was powie: „nieprawda”! Kto w takim razie utrzymuje kilka tysięcy polskich wydawnictw, hurtowni książek, księgarni, może Unia Europejska sponsoruje istnienie wymienionych POŚREDNIKÓW? Czy wyobrażasz sobie kilka tysięcy? To nie jeden wydawca, czy dwóch…

Na całym świecie powstaje rocznie kilkadziesiąt tysięcy nowych książek — w samej Polsce wychodzi kilkadziesiąt tysięcy nowych książek rocznie. O wiele więcej nigdy nie trafi do wydawcy, a duża część nie nadaje się do czytania.

Każdy czytelnik ma swoich ulubionych pisarzy, do których stylu się przyzwyczaił, ale często potrzeba czegoś nowego. Debiutanci też muszą wiedzieć, czego chcą, i jeżeli znajdzie się wydawca, który zgodzi się wydać ich książkę (mam tu na myśli zachód, bo wielu polskich wydaje tak jak jest), wówczas pokornie wypełniać wszystkie jego wskazówki, nawet jeżeli będzie musiał wywalić połowę tekstu. Bo w tym przypadku, wydawca wydał kilka tysięcy różnych tytułów i na podstawie wieloletniego doświadczenia, wie czego wymaga czytelnik. A czytelnik oczekuje książki w dobrej jakości. Podobnie jak anglojęzyczny wydawca nie wyda książki w innym języku niż „angielski literacki”, który znacznie różni się od potocznego angielskiego. W Polsce były czasy, kiedy od wydawcy dostawałem odpowiedź: „wie pan fantastyka sprzedaje się ciężko” — totalna bzdura. Faktycznie, ciężko sprzedają się książki w dziedzinie fantastyki, ale jak można taką książkę czytać, która jest tak wydana, że jej się czytać nie da?! — wszystkich, którzy nie wiedzą, o co chodzi wysyłam do literatury Alfreda Szklarskiego wydanej przed rokiem 1990.

Jakiś wydawca usuwa z mojej książki akapity, wyjustowanie tekstu i przysyła mi do czytania po tak zwanej „redakcji”. Odpisuje mu, że tak przerobionego tekstu czytał nie będę — w celu zaakceptowania zmian, — jeżeli formatowanie nie zostanie poprawione do formy w jakiej wysłałem! Wydawca wyda źle moją książkę, wydawnictwo upadnie, ale na mój temat opinia ciągnąć będzie się długie lata. Pomimo redagowania książki, a później korekty, na autorze skupia się opinia, nikt nie powie: „redaktor źle zredagował”! Wydawca nie chce poprawić, zostawia wprowadzone zmiany, czyli brak akapitów i wyjustowania strony, zrywam umowę, wtedy wydawca wrzeszczy, że obciąży mnie kosztami za redakcję. „Za co?” — pytam.

Podczas nauki w szkole możemy spotkać się z doszukiwaniem się w książce ukrytego przekazu. Książka ma w sobie nieść wiele informacji. Jako autor zupełnie się z tym nie zgadzam. Są tysiące pozycji, które autor pisze pod wpływem chwili i nie myśli o tym, żeby umieszczać coś w książce, co będzie ukrytym przekazem. Jaki przekaz można znaleźć w „Harrym Potterze?”, czy w powieściach MacLeana? Zaś często polski wydawca pyta: „jaki pana książka niesie przekaz?”

Zamiast w szkole nauczać jak książka jest przyjemną, pozwala rozwijać wyobraźnię, to wymaga się czytania nawet wbrew sobie. „Musisz przeczytać tę książkę!” — idealny sposób wpływania na dziecko. Sposób ten doskonale świadczy o autorze tych słów. Jako osoba dorosła kupuje to, co mnie interesuje, dokonuje wyboru, czy tę książkę przeczytam czy nie. Nie czytam jej dlatego, że tysiąc innych osób ją przeczytało. Mnie musi coś ująć. Dziecko natomiast zmuszane do czytania ze zwyczajnej przekory tego nie będzie robiło i zamiast zmuszać je do czytania można wymienić nauczyciela, na takiego, który będzie wiedział, po co jest nauczycielem. Wiem, co piszę! I dziecko zmuszane do czytania na siłę jeszcze we wczesnym okresie życia znienawidzi czytanie, choć tak naprawdę nie będzie wiedziało dlaczego.

 „Harry Potter” podbił cały świat, żeby nie być z tyłu i tylko dlatego, sięgnąłem po tę pozycję po ośmiu latach od jej debiutu. Jedni ludzie zachwycali się, a inni krytykowali i sam musiałem ocenić, co w tym jest. Mieć własną opinię na ten temat.

Kolejna sprawa, że godni uwagi są właśnie pisarze, którzy piszą w taki sposób, że potrafią porwać czytelnika na całym świecie. W tym jest jakaś niezmierzona moc. Co z tego, że najdzie się wielu krytykantów? Krytyka tworzy jakość i do tego jest potrzebna. Ktoś, kto dobrze pisze i jego książki sprzedają się w nakładach po 100000 egzemplarzy nie będzie chciał splunąć na tysiąc osób, które krytykują jego dzieło. W takim przypadku działa zazwyczaj zazdrość. Zamiast cieszyć się z tego, że ktoś inny napisał tak dobre dzieło, ja mu zazdroszczę, czym świadczę sam o sobie. Skoro czegoś komuś zazdroszczę znaczy, że mnie na wiele nie stać fizycznie i duchowo.

Można wiele mówić, nauczać… Świat się rozwija i nikt nie zastąpi silnika elektrycznego na kierat, przynajmniej do kiedy prąd elektryczny będzie dostępny. Podobnie jest w innych dziedzinach, kto wyrzuci komputer, a na jego miejsce postawi maszynę do pisania? Rozwój jest wynikiem postępu. Są doskonałe gry, na podstawie, których można dużo dowiedzieć… Ale gra kiedyś się znudzi. Gry komputerowe wywołują stres i nerwy. Z grania na komputerze się wyrasta. Książka (choć wielu ona parzy w dłonie) nie wywołuje w nikim takiej agresji, żeby ktoś rzucał tą książką po jej czytaniu. Wielu ludzi jadąc w autobusie, czekając w kolejce, czyta książkę. Wyjeżdża w ciekawe miejsce i zabiera ze sobą książkę!

Każdy z nas może zawsze znaleźć książkę w odpowiedniej dla siebie dziedzinie. W czasie mojej korespondencji e-mail z pewną dziewczyną, zaproponowałem czytanie mojego tekstu. Po przeczytaniu rozdziału mojej powieści napisała „dzięki tobie pokochałam czytanie”. Czy nie można powiedzieć, że coś niesamowitego w tym jest? Może wielu ludzi nie ma w sobie tyle odwagi, żeby wziąć w ręce książkę, w obawie przed zafascynowaniem książką? Lub wstydzi się przyznać przed kolegami: „ja czytałem”.

Zdarzyło mi się w jednym barze podczas rozmowy przy stoliku poruszyć temat czytania. Mówię, że przeczytałem ostatnio książkę… a tu nagle przerywa mi atrakcyjna dziewczyna: „Co robiłeś?!”. Z jej zachowania można było wywnioskować, że czytając książkę robiłem coś bardzo złego. Z podrywu nici. Ale cieszyłem się z tego, że tak się skończyło spotkanie.

Nie wyobrażam sobie, jak wielki dobrobyt panowałby w naszym kraju, gdyby czytelnictwo stało na wyższym poziomie. Dzięki czytaniu książek ludzie się rozwijają nie wychodząc z domu. Czytając książkę, która wyzwala w nas emocje, możemy je przeżywać podczas czytania, ale i później po odłożeniu książki.

Na zanik czytelnictwa wpływa wiele rzeczy. Pierwszą będzie jakość wydawanych książek, drugą, książki źle przetłumaczone, a trzecią wysoka cena. Wiele książek do mnie nie przemawia, gdy jestem w księgarni. Biorę książkę kartkuje i nie czuje treści. Duża grupa czytelników właśnie nacięła się kupując beznadziejne pozycje. Dziś w Internecie można czytać fragmenty przed zakupem, co ułatwia wybór.

A potraficie sobie wyobrazić, gdyby w Polsce stosowano promocję? Informacje o nowych publikacjach byłyby znane jeszcze przed pojawieniem się powieści debiutanckich w księgarniach? Jednak wielu ludzi dziś uważa, że lepiej dać łapówkę, niż tę samą kwotę zainwestować w promocję, a efekt byłby ten sam lub lepszy.

Pojawiły się w ostatnim czasie także podejrzenia o kradzież książek. Rzekomo pośrednicy, często bez wiedzy wydawcy, a także wydawcy bez wiedzy autora, wrzucają na rynek dobrze sprzedające się książki. W innych dziedzinach poradzono sobie z tym problemem umieszczając na produktach hologramy, czy numery. Miejmy nadzieję, że ten temat także znajdzie swoje rozwiązanie, gdyż złodziejstwo pozbawia autora zarobku, a czytelników przyjemności z czytania.

Polskiego wydawcę obraża słowo: „pośrednik”. Ale kim on w zasadzie jest, jeśli nie pośrednikiem pomiędzy autorem, a czytelnikiem? Bez autora wydawca nie zarabiałby na książkach. Duża liczba wydawców książek świadczy o tym, jak wielkim zainteresowaniem cieszy się wciąż książka. A spadek czytelnictwa można nazwać jedynie „tendencją”, która się zmienia.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Na statku kiwa, czy kołysze? — analiza.

Artykuł powstał na podstawie uwag dzisiejszych „czytelników”. Kiedy czytelnik uczy kogoś obeznanego z literaturą, w czasach, kiedy język literacki wyróżniał książki, od tego co mamy dziś, czyli książki pisane w języku potocznym, a często wydawane bez redagowania.

W dzisiejszym społeczeństwie, mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jak niegdyś wyglądało przygotowanie książki do wydania. Autorzy znani, tacy jak Karol Olgierd Borchardt, przed oddaniem tekstu do wydawcy, przekazywali tekst redaktorowi do adjustacji, a potem powieść w wydawnictwie przechodziła redakcję. Nie dlatego, że została kiepsko napisana, ale dlatego, że książka musi być napisana w sposób łatwy do czytania. Alfred Szklarski pracował w wydawnictwie „Śląsk” jako redaktor, czyli poprawiał książki innych ludzi, natomiast jego książki poprawiało trzech innych redaktorów, nie dlatego, że nie umiał pisać, tylko dlatego, że autor ma prawo nie dostrzegać swoich własnych błędów. Co więcej? Istnieje kolosalna różnica językowa w książkach Alfreda Szklarskiego o przygodach Tomka Wilmowskiego, które redagowano przed rokiem 1990, a które zostały wydane po raz pierwszy po roku 1990. Wcześniejsze są doskonale zredagowane, a różnicę językową można dostrzec natychmiast.

Dzisiaj można wydać książkę prosto spod pióra, bez żadnej redakcji. Takie właśnie „dzieła” sprawiają, że nie tylko spada procent czytelnictwa, ale również występuje wiele mylących zwrotów.

W ukazaniu faktycznej formy opisu działania ruchów na statku pod wpływem zmieniającego się poziomu wysokości wody — falującego morza, posługiwać się będę powieścią Karola Olgierda Borchardta: „Znaczy Kapitan”.

I tak znajdujemy jeden z zapisów: my chcemy wiedzieć, czy mamy najpierw położyć się spać, a potem przyzwyczaić się do kiwania, czy też najpierw przyzwyczaić się do kiwania, a potem położyć się spać? — czy nieświadomie i z błędem użyto dwa razy słowa: „kiwania”? Chyba raczej chciano podkreślić taką właśnie sytuację.

W tej chwili na morzu Marmara doktor miał kłopot z odszukaniem męża pacjentki, która leżała u doktora w szpitalu i z powodu „kiwania” potrzebowała rodzić. - Dlaczego autor użył tu po raz kolejny słowa: „kiwania”? Książka przeszła redakcję i korektę!

Doktor wprowadził męża do szpitala okrętowego, w którym było pięć kobiet. Wszystkie umierające z powodu „kiwanja”, a jedna w dodatku rodząca. - Po raz kolejny autor nie użył słowa kołysanie, a właśnie kiwanie, z tym, że tu jeszcze występuje rosyjski akcent „kiwanja”.

Morze może ukołysać, ale nie ukiwać, natomiast statek najwyraźniej się kiwa, a nie kołysze, podobnie jak statek nie jedzie, tylko idzie: „Szedł pod pełnymi żaglami”. Używając słowa „kołysanie”, mamy na myśli coś łagodnego, natomiast kiedy jest mowa o „kiwaniu”, mówimy o czymś gwałtownym.

W różnych znanych przypadkach, w literaturze zostało opisane, że podczas gwałtownego kiwania i źle rozłożonego balastu, dochodziło do złamania bukszprytu. Wiele innych przykładów można wyliczać, żeby potwierdzić sens tej jednej myśli. Zatem na tej podstawie możemy uznać z najwyższą słusznością, że na statku kiwa i jest to sformułowanie jak najbardziej poprawne i ponadczasowe.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Odkrycie talentu — ilu wydawców odrzuciło dziś znane dzieła?

Możliwości odnoszenia sukcesu solidnie działają w zachodnich krajach i proces uznania przychodzi szybciej niż Polsce, gdzie nadal wzorujemy się na błędnych wzorach. Prawdziwy talent nie przemija nigdy i wcześniej, czy później zostanie odkryty nawet w Polsce.

Na zachowanie ludzi najbardziej oddziałują przykłady tych, którzy już odnieśli sukces. Dlatego również posłużę się odpowiednim przykładem.

Pisarze, którzy nie poddali się odrzuceniu głęboko zapisali się w historii literatury. Zacznijmy od słynnej powieści „Przeminęło z wiatrem” autorstwa Margaret Mitchell — powieść odrzucona przez trzydziestu ośmiu wydawców. Ile desperacji i silnej wiary musiała posiadać autorka, żeby niezachwianą wiarą doprowadzić do wydania tej pozycji?

Stephen King jest kolejnym autorem, którego powieść „Carrie” odrzuciło trzydziestu wydawców. Czy dziś ktoś nie zna prozy Stephena Kinga?

Składająca się z piętnastu opowiadań powieść „Dublińczycy” Jamesa Joyce’a – odrzuciło dwudziestu dwóch wydawców.

I wreszcie J. K. Rowling, autorka „Harrego Pottera” została odesłana z kwitkiem tylko osiem razy.

My autorzy jesteśmy jednak twardzi i uparci w swoich przekonaniach, nawet jeżeli często przeżywamy odrzucenie powieści lub ktoś daje nam fałszywą nadzieję albo próbuje nas obrażać w celu zniechęcenia.

Zaraz po wydaniu książki „Ratujmy co się da” w roku 2004 trafiłem do redakcji pewnej gazety. Redaktor naczelny, którego nazwiska nie wymienię, pożegnał mnie słowami: „Czy to się panu podoba, czy nie - ja pana wypromuje”. Słowa nie dotrzymał.

Podobnych oszukańców jest więcej i nigdy nie wiadomo na kogo się trafia. Kilka lat wcześniej pewien drukarz z Warszawy opowiedział mi historię swojego krewnego, który poprosił kolegę, aby wydał opinię na temat maszynopisu książki. Po jakimś czasie zobaczył swoją książkę wydaną pod nazwiskiem kolegi! Takie jednak działanie należy do rzadkości, bo prawa autorskie w Polsce są przestrzegane.

Zagadką jest dla mnie postępowanie pewnej grupy ludzi zajmujących się wydawaniem i promowaniem książek, występującej pod nazwą agencji literackiej. Po moim zapytaniu poproszono mnie o przysłanie do nich wydruku tekstu. List polecony z tekstami został wysłany i... wrócił, gdyż nie odnaleziono adresu, który otrzymałem.

Talent jednak zazwyczaj zostaje odkryty, kiedy autor jest wystarczająco uparty i ma odpowiednią determinację potrzebną do osiągnięcia celu. Kiedy autor zostaje odkryty, wydawca lub agent literacki nazywa siebie odkrywcą owego autora. Każdy autor odkrywa sam siebie, a kiedy faktycznie się odkryje to wówczas mówimy o sukcesie literackim.

Ile razy wydawca musi odrzucić powieść, aby ktoś inny poznał się na autorze? Nie ma takiej reguły. Jednak w każdej dziedzinie należy śmiało kroczyć do celu, aż sukces zostanie osiągnięty. Z powyższych przykładów możemy zauważyć, że zawsze znajduje się osoba, która w książce odrzuconej przez wielu wydawców, dostrzeże jej właściwy potencjał.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Enamorada - fragment

...pokazuje, że życie to niezły materiał na scenariusz teatralny. Czy brazyliada przeniosła się już do twojego domu?

   Naprawdę miałam dosyć. Siedziałam od pół roku w domu. Im bardziej tam siedziałam, tym więcej czytałam durnowatych książek i oglądałam równie durnowate seriale. Mateusz od wielu lat czytał wyłącznie pozytywne pozycje literackie: „Czym się karmisz, tym nasiąkasz”, „Co dajesz - wraca”. Tym się karmił, tym się nakręcał. Ja przerzuciłam się na pilates i feng-shui. Ale moja podświadomość załapała temat z książki: „Jak skończysz czterdziestkę, to cię uśpią”. Bałam się. Mój ojciec zawsze mówił matce takie rzeczy. Zastanawiałam  się na ile przyczynili się do mojej złej karmy. Zaprogramowali mój strach. Jestem pewna. Zauważyłam, że coraz częściej mówię do siebie. Stanęłam i zupełnie nieświadomie monologowałam do przed lustrem.

- A gdyby powiększyć sobie piersi i wyjechać w poszukiwaniu przygód. W poszukiwaniu prawdziwej, nie powiem tego słowa na M. Majorka, nie Casablanca. Inni ludzie, inny klimat. Inny męski, czarujący, kruczoczarny Mateusz. Oszukam przeznaczenie. Niech będzie blondyn, Bradzio Pidzio. Si. Albo niech ma brodę, albo coś dłuższego. Włosy niech będą dłuższe. Niech będzie owłosiony cały. Niech to będzie masażysta – dotknęłam swoim małych piersi. – Niewidomy masażysta. Ole! Muszę się odrobinkę podlać.

Bez odgłosu, po cichutku wlazła Carmen. Wiedziałam, że słyszy.

- Czyż nie, Carmen? – dodałam.

- Gdyby się pani umiała ogarnąć, byłaby pani inną kobietą. Teraz telewizja potrzebuje zadbanych. To pani obżarstwo do niczego dobrego nie doprowadzi. A podlewać to by się pani mogła z umitygowaniem – komentowała zbierając zastawy ze stołu.

- Co to za słowo, Carmen? Nigdy czegoś takiego nie słyszałam.

- Normalne, polskie. A nie; Si, Gracias. Co to kogo obchodzi. Woda z mózgu. Pani jest wykształcona, piękna. Można artykuły do gazet pisać. A nie ogłoszenia matrymonialne. No i co z tego, że tyle lat zmarnowanych. Można zacząć od nowa.

Naprawdę mnie zaskoczyła. Jej bystre spojrzenie i trafna aluzja kazały mi spojrzeć jej prosto w oczy. Nie mogłam jednak przyznać jej racji. To nie był dobry moment.

- Carmen odejdź. Daj mi spokój. Zasłaniasz. Manchego odchodzi od Laury – odganiałam ją od telewizora.

Stała ubrana w te falbany i dziwnie piszczała – Idę, ale już więcej nie będę krzyczeć „chować kieliszki” jak pan Mateusz podjedzie.

- Nie będziesz musiała. Podjęłam decyzję. Odchodzę.

Jeśli Manczego może odchodzić bezkarnie co najmniej raz w miesiącu, to miałam wrażenie, że moje odejścia są równie zabawne.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Enamorada, truskawki i szampan - kolejny fragment

"Enamorada,truskawki i szampan" -powieść bierze udział w konkursie Literacki Debiut Roku

  5. W zasadzie mogłoby jeszcze trwać, gdyby nie to, że…

Odwiedziliśmy Jerez po dwóch latach. Tak samo rozciągały się ulice i domy. Ludzie odwiedzali kościoły w niedzielę, tak samo odświętnie ubrani. Pewnie niewielu już pamięta tamte zdarzenia. Miałam wrażenie, że to wszystko wymyśliłam. Słońce stęskniło się za mną. Mijaliśmy z Miguelem strach i urywki wspomnień. Patrzyliśmy na martwe już mandarynkowe pola, jakby wszystko rozgrywało się gdzieś indziej. Poszliśmy w kierunku cmentarza, żeby odwiedzić grób Nieve. Kwiaty w gablocie wyglądały jak cienie. Nikogo tu z pewnością nie było przez ten czas. Wiatr unosił pyłki kurzu w powietrzu. Dostrzegałam w tym wietrze coś nienaturalnego. Unosił liście i wszystko, co  leżało na ziemi w kierunku domu na skale. Dawał znak, że coś kiedyś istniało. Przywołał wspomnienia i twarze. Nie mogłam zapomnieć ludzi ze zdjęć. Miałam jakieś dziwne przeczucie. Zaczęłam drżeć w środku, mimo upału poczułam w sobie lodowaty chłód. Ktoś nieopodal siedział na ławce i czytał książkę, szeptał albo mówił półgłosem, bo słyszałam ten głos. Słowa unosiły się w powietrzu razem wiatrem w kierunku domu na skale. Poczułam nieodpartą chęć zbliżenia się do tej postaci. Twarz miała zasłoniętą książką. Męski strój wskazywał na mężczyznę. Ale wiatr unosił do góry włosy, które nie były ani krótkie, ani długie. Nie byłam pewna, tylko zdezorientowana. Bił od tej osoby chłód, który zabierał moje ciepło, dekoncentrował mnie i męczył. Chciałam podejść, ale stałam. Bałam się, że jak podejdę, to stanie się coś, co mnie zmieni na zawsze, że zamienię się w przeszłość i zamarznę. Ten ktoś pochodził z przeszłości jak sny, których nie rozumiałam. Wiatr wiał, a on (albo ona) ciągle czytał i nie podnosił wzroku. Głos niósł się coraz wyżej i dalej; Nazwałaś mnie swoim imieniem, ale nie jestem tobą. Poszukujesz w sobie tego, co jest we mnie. Szukasz w ciszy, w niepokoju. Jestem tutaj, nawet obok. Nie patrzę, a wiem. Gdy podejdę pierwszy (a może pierwsza), nie będziesz już sobą. Wiem, że wiesz, że jestem obok.

Brzmiał jak głos Boga, albo, jak mój własny głos, którego nie byłam stanie usłyszeć wyraźnie.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Wesołych Świąt

Życzę Państwu, aby w te Wielkanocne Święta nie zabrakło Miłosci, Radości i Szczerości wobec siebie i Waszych Bliskich

Poszukuję jednego słowa, które mnie określa. Z pewnością nie jest to PRZEZNACZENIE, bo nie dotyczy całej mnie. Przecież tu nikogo jeszcze nie ma. CZEKANIE, może to jest to słowo. Chciałabym, ale nie. Do perfekcji w samotności opanowuję sztukę myślenia. Marzę przez dotyk, bo tylko to rozumiem. Rozpoznawanie prawdy w taki sposób jest trudne. Słyszę szum, być może to fale, ale przecież życie jest niekończącą się falą przemian. Może lepiej pofrunąć z wiatrem, szukać miejsc w których jest cicho i przyjemnie. Lecąc można omijać przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Znam tylko pomarańczowe ogrody i listy pisane cudzą ręką. Czuję, że ktoś na nie czeka.

ENAMORADA – to słowo mnie określa.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Przepis na wielkanocną kluskę w gardle:)

Opowiadanie Elzbiety Walczak "Przepis na wielkanocną kluskę w gardle"

Nie mogę się dostać do maku, zasiałam pod wanną. Widzę tylko grzyby. Dobre i to.

–  Kociu, może być grzybowa na Wielkanoc? Tak wiem, była na Wigilię. Mógłbyś mnie pociągnąć za nogi, bo się nie mogę wypchnąć .  Dobra, wylazłam sama!  – Ogłuchł, bo dmucha w balon, winko próbuje.  – Pamiętasz, że na litr moczszu przypadają jakieś dwa litry cukru?

– No właśnie – odezwał się Kociu – za słodkie. Za mało moszczu, za dużo cukru.  Posmakuj, czegoś tu brakuje. Myślę, że mocy. Pamiętam wigilię, pierdziałem potem żarem.  Tamto było za mocne. Z miłości do ciebie zrobię z tego likierek jagodowy, żebyś potem nie gadała sąsiadom, że się kończę jako człowiek.  Dawaj jagódki.

–  Nie wiem jak ci to powiedzieć.

– Nie mów. Daj truskawki są w pralce. Coś przede mną  ukrywasz kobieto? Gadaj, bo jak zacznę próbować to się nie wykręcisz.

– Nie urosły.

– Nie wierzę. Szczegóły poproszę.

– Nawoziłam nie tym, co trzeba.

– Kocim czy psim?

– Twoim.

– Właśnie takimi spostrzeżeniami doprowadzasz mnie zawsze do szaleństwa. Zmartwychwstania nie będzie!

– Będzie Kociu, zostało trochę  halucynogenków.

– Nie zostało kobieto.

– A co z nimi zrobiłeś?

– Dałem Maciaszczykom, na okoliczność nocy poślubnej.

– Szkoda, ale młodzi już nie byli. Idę do Żabki, chcesz coś?

– Ikry w postaci czystej małpki  i kupon  toto -lotka. Do świąt tydzień, wszystko się może wydarzyć.  Cygar nie kupuj. Skręci z tego, co zostało koło pieca.

– Gadasz jak ostatni żul.

– Mam to po ojcu.

– A po matce?

– Zostały mi tylko wspomnienia. Dlatego mam codziennie kluskę w gardle .

– I przepis Kociu na świąteczne potrawy i zacier.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Enamorada

Fragment powieści Elżbiety Walczak wraz ze scenariuszem teatralnym spektaklu teatralnego o tym samym tytule

   Ustawiłam kwiaty za blisko szyby. Oparły się o nią i wyglądały jakby spały. Panująca w tym domu cisza usypiała nawet je. Zegar na ścianie pokazywał piątą rano. Mateusz wstaje za godzinę. Do tego czasu spróbuję poćwiczyć jogę. W zasadzie nic o niej nie wiem, ale to może dobry moment żeby zacząć. Wzięłam do ręki książkę, którą sprezentował mi mój mąż i zastanawiałam się, dlaczego to zrobił? Dlaczego dał mi właśnie to? Otworzyłam na przypadkowej stronie i trafiłam na rozdział zatytułowany „Wyciszanie emocji”. Czy zdaniem mojego męża jest we mnie czegoś za dużo? Spojrzałam na śpiącego Mateusza. Jego oddech był równy. Usta nie wykrzywiały się już w dziwnym grymasie, jak pół godziny temu. W każdym razie dało się patrzeć. Z kranu ciekła woda, zaczęło mnie to rozpraszać. Przymknęłam oczy i wyobrażałam sobie, że jestem na kubańskiej plaży. Lubię Kubę, ale nigdy tam nie byłam. Kapiąca woda przypominała dźwięki piosenki „Chan Chan” Buena Vista Social Club. Zanuciłam ją po cichutku, przerzucając w wyobraźni w palcach piasek i muszle. Wtórowałam oddechowi mojego męża. Pulsowaliśmy razem, uśmiechnął się do siebie. Nagle poczułam lekki smrodek, który zaleciał w moją stronę. To normalne –pomyślałam. Przez lata małżeństwa doświadczyłam wszystkiego prywatnie i zawodowo. Myśli o Kubie oddaliły się równie szybko jak się pojawiły. Zerknęłam na zegarek. Zostało mi piętnaście minut do momentu, w którym usłyszę budzik w jego telefonie. Poszłam do łazienki. Wracając stanęłam przy kartach rozłożonych na nocnym stoliku. W zasadzie bezmyślnie je tylko liczyłam popijając ziołową herbatkę, kiedy poczułam jego oddech na swoim karku. Nie odwróciłam się.

- Znowu stawiasz pasjanse, Ela? Krawat mi popraw. Mam spotkanie z zarządem. Spóźnię się – stanął przede mną podciągnął głowę do góry i czekał, jak zwykle.

                    ENAMORADA - spektakl

SCENA PIERWSZA

    (A)

WNĘTRZE. SALON-DZIEŃ.

( Ela, Mateusz, Carmen )

( ŚWIATŁO : ELA – LAT 45 -50 bezrobotna dziennikarka).

                                                         VOICE OVER

Jestem bezrobotną dziennikarką. Mam ponad czterdzieści pięć lat. Parę dyplomów i certyfikatów, które wiszą nad biurkiem. Nigdy nie dostałam długopisu ani zegarka w podziękowaniu za wysiłek, jaki włożyłam w swoją pracę. Moje zmarszczki zaczęły się przenosić przez ekran telewizji. Komuś to przeszkadzało. Moim widzom chyba nie. Zwolnili mnie tak, po prostu, po piętnastu latach wkładanie energii, wysiłku i realizowania moich pomysłów dla kogoś. Obraziłam się na świat. Od pół roku siedzę w domu, oglądam seriale, ćwiczę pilates i dużo czytam.

(Słychać rżenie koni i szczekanie psów - OFF.

ELA podchodzi do posążka feng - shui).

                       V.O.

Coś się jednak zmieniło w moim życiu. Może wpływ        

miało na to feng-shui, którym zainteresowałam się

z nudów. Kształtując odpowiednio kierunek „Ti” i

„Ren” zyskujemy odmianę swojego losu. Postawiłam

chyba nie po tej stronie, bo nic się nie    zmieniło.

(Przez pokój przebiega MATEUSZ – mąż ELI lat 45-50.Prezes spółki Matela – sprowadzającej kubański tytoń).

                       

V.O

Mateusz jest poważnym biznesmenem. Prezesem spółki 

MATELA. Ładna nazwa, kobieca. Jesteśmy małżeństwem

od dwudziestu lat. Udanym? Czasami strzelamy fochy,      a czasami nie. To, co się dzieje teraz w naszym

życiu, to niezły scenariusz na serial polsko –

          brazylijski.

(Do pokoju zagląda CARMEN – SŁUŻĄCA. ELA pokazuje ręką, żeby wyszła).

                         

       

                       V.O.

Jestem pod wielkim wpływem serialu o seniorze

          Manczeho, dlatego Marysię, naszą służącą z Bzowa

          nazwałam Carmen. Taka walka z nudą. Od pół roku

          sama tworzę klimat, w którym nie potrafię się

          odnaleźć. Przyzwyczaiłam się i pokochałam ten  

          czas. Nazwałam ten stan, swoją prywatną

          brazyliadą.

(ZMIANA ŚWIATEŁ.PIOSENKA.ŚPIEWA ELA.TYTUŁ „No voy a cambiar”. AKOMPANIAMENT zespół The Enamorada).

(PIOSENKA NR1 „NO VOY A CAMBIAR”).

(ELA rozkłada pasjansa. Do pomieszczenia wchodzi MATEUSZ).    

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Enamorada, truskawki i szampan - nowy fragment powieści, która powstaje.

Ktoś zostawia listy podpisane słowem Enamorada. Malwina próbuje odkryć ich sekret, ale ten ktoś chce ją za to ukarać. Andaluzja to miejsce, w którym słońce jest dwa rzay większe, a księżyc ma kolor pomarańczowy. Tam wszystko jest inne. Nawet nasze sny.

Położyłam się z powrotem na podłodze, ale kroki oddaliły się. Myślałam o tym, jakby to było gdybym prasowała mu garnitury, a on jeździłby na wykłady, promocje i odczyty z Luną. Dziewczyną, która była inspiracją do napisania książki o tym, że da się widzieć i odczuwać sercem. Widziałam jak idzie na podium, a ludzie wstają z krzeseł klaszcząc na powitanie wschodzącej gwiazdy literatury. Widziałam kolor jego koszuli i uśmiech mówiący; Tak kochani, opowiem wam teraz historię, która zwali was z nóg. Jak długo będę krwawić tym, co było? Bez przerwy przypominałam sobie coś, co już dawno nie powinno istnieć. Wszystko było po staremu. Ten sam strach, drżenie ciała przed zaśnięciem, zaciśnięte pięści gotowe w każdej chwili do walki. Przyłapuję się bez przerwy na tym, że się dręczę, zadręczam, wariuję o tych doświadczeń. Dryfuję pomiędzy słońcem, a księżycem. Zdjęcia, listy, wątpliwości. Tamta droga znikła, albo powinna. Samotność wystarcza tylko na jakiś czas. Pomóż mi.

   Leżałam kolejnych kilka godzin w pokoju czyichś pamiątek. Otwierałam co chwilę po kryjomu komputer, ale odpowiedzi nie było. Nie słyszałam od dłuższego czasu żadnych odgłosów. O czym ja w zasadzie myślę? Co oznacza ten głupi, złoty wisiorek, którego nie podniosłam z ziemi? Gdyby przywoływał huragany już bym nie żyła. Podniosłam go w końcu jak szczeniaczka, którym należy się zaopiekować, a który potem wyrośnie na bestię zdolną podgryźć ci gardło we śnie. A może teraz za sprawą czarodziejskiej sztuczki sfajczy się sam ten dom wraz z jego zawartością. Nie trzeba będzie zatrudniać porywaczy i morderców, żeby ukarać kogoś za to, że ktoś stracił życie w jego obecności. Gdybym patrzyła z góry, ten pokój wyglądałaby jak filmowa, czarna klisza ze mną, czyli z białą plamą po środku.

- Pokażesz mi jakaś sztuczkę? – powiedziałam do tego czegoś, zawieszając to coś na szyi. Było mi już w zasadzie obojętne, kto się pojawi w tych drzwiach i po co.

…z tamtego świata trzyma mnie w ryzach gniew, który zaliczam do zalet. Nie wiem jaką teraz mamy erę. Wodnika? Słucham cię jak muzyki, która wyjawia jakiś sekret.

- W takim razie pokaż cokolwiek. Cisza nie sprzyja odkrywaniu prawdy. Niech będzie strasznie, zarozumiały Losie. A przez drzwi niech wpadnie jakiś cymbał wywalający na wierzch genitalia, i niech coś krzyczy. Najlepiej; Zabiję cię swoją niebezpiecznością miłością. Albo wypalę ci oczy blaskiem słońca. A może tym, co mam na wierzchu. Wtedy otworzę szeroko usta, żeby zastygnąć na przedśmiertnej fotografii, zrobionej przez oprawcę, by móc w końcu zasłużyć na miejsce w pokoju kryjówce.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Enamorada, truskawki i szampan - nowy fragment nowej powieści

Akcja nowej powieści toczy się w Andaluzji. Malwina po utracie wszystkiego zostawia Polskę i jedzie w nieznany teren, by wtopić się w tłum zwyklych ludzi i rozwiązać niezwykłą zagadkę.

Poranek przyniósł bardzo złe wieści, bo Rumunka popełniła w nocy samobójstwo. Nikt z szefów rano się nie pojawił, dano nam wolny dzień.

Zadzwonił do mnie Olek z prośbą o spotkanie. Umówiliśmy się w innym mieście. Powiedział mi jak mam dojechać. Wzięłam prysznic i poszłam w kierunku przystanku autobusowego. Miałam jeszcze półgodziny, nie spieszyłam się. Patrzyłam na swoje buty, jak wtapiają się w rozgrzany asfalt. Tego dnia było niesamowicie gorąco. Termometry pokazywały czterdzieści trzy stopnie. Widziałam falujące powietrze nad szosą i kobietę, która chodziła tam i z powrotem, aż w końcu zatrzymała się, żeby na mnie spojrzeć. Odwróciłam się udając, że tego nie widzę, oddalając się w kierunku ławki na przystanku. Kobieta przyspieszyła i szła obok mnie. Nie była ani ładna, ani brzydka. Ani młoda, ani stara. Na jej opalonej twarzy widziałam zmarszczki i zmęczenie.

- Jesteś tą nową, co pracuje u Miquela? – zapytała po hiszpańsku.

Nie odpowiedziałam, szłam dalej.

- Nie bój się. Powiedz tylko tak, albo nie.

- A jeśli tak, to co?

- Ta Rumunka, która popełniła samobójstwo… Znałaś ją?

- Nie. Dlaczego mnie o to pytasz?

- Wczoraj w nocy ja, ona i Juanita piłyśmy do późna w dyskotece w Huelvie. Wierzysz w życie po śmierci?

- Nie.

- Ona wierzyła.

- Dlaczego mi o tym mówisz? Zajmuję się jak widzisz życiem, nie śmiercią.

- Ona wypowiedziała wczoraj twoje imię.

Rozejrzałam się dookoła, żeby zobaczyć w którą stronę najlepiej uciekać, bo nie ufałam tej kobiecie. Obserwowałam ją. Jej twarz nie wyrażała pewnościsiebie. Najbliższe domy były w odległości może dwustu metrów. Spojrzałam na zegarek. Zostało jeszcze piętnaście minut do przyjazdu autobusu.

- Streszczaj siękobieto i mów o co ci chodzi.

- Mieszkam tu od dziesięciu lat. Nigdy nie było żadnych samobójstw, ani dziwnych zniknięć.

- Kto zniknął? - udawałam, że nie wiem.

- Dokładnie wiesz kto. Podarowano ci drugie życie. Byłaś kiedyś szczęśliwą kobietą. Nauczysz siebie i kogoś tej sztuki od nowa.

- Skąd wiesz?

- Pewnej nocy śniło misię, że napisałam list do ciebie. Widziałam cię w swoim śnie.

- Jaki list?

- Masz autobus. Spotkamy się jeszcze – odeszła kawałek i odwróciła głowę. – Ta Rumunka powiedziała wczoraj „Malwina nauczy go pokochać, ale i tak będzie cierpiał”.

- Kogo do cholery nauczę kochać?! – krzyknęłam za nią. Ale się nie odwróciła.

  Nie wiem nawet jaki to był dzień tygodnia. Straciłam rachubę. Wszystkie dni były podobne do siebie. Upał spowalniał moje myśli, nie mogłam się przyzwyczaić. Nie byłam ciekawa analizowania tego, co przed chwilą usłyszałam. Od  samego początku uznałam, że te wszystkie kobiety w tym miejscu są ofiarami własnego systemu wartości. Nie oceniałam swojego pobytu tutaj. Zdałam się podobnie jak one na Los. Ludzie wierzą w cuda ze strachu przed tym, że nic się może w ich życiu nie wydarzyć.

coś mi się śniło

czyjeś życie

które wciąż myśli o ucieczce

i pokój kryjówka

most

przez który nie da się przebiec…

Powtarzałam w myślach jakiś wiersz, który kiedyś przeczytałam, a może czytała mi go ta Rumunka. Już sama nie wiem. Wszystko było tutaj przesycone słońcem, jakby faktycznie zachodziło tylko na chwilę. Ta cisza we mnie zmieniała mnie. Powtórzyłam w myślach jeszcze raz pokój kryjówka.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Z pamiętnika Enamorady - "To będzie wspaniały Dzień Kobiet"

Z pamiętnika Enamorady – „To będzie wspaniały Dzień Kobiet”. Właśnie przeczytałam artykuł, w którym jakiś mądrala pod pseudonimem Mariachi napisał, że jego zdaniem bycie w związku przeszkadza każdemu mężczyźnie w średnim wieku, z przeszłością.

 Analizuję takie przypadki. Jestem samotną kobietą( nazwiska nie ujawnię, bo historia jest prawie prawdziwa), którą właśnie zauroczył na portalu społecznościowym „Darling” pewien przystojniak po rozwodzie, z pięknie wyrzeźbioną brodą.

Zatrzymajmy się chwilę przy artykule Mariachi. Jego dwie poprzednie żony i kilka kochanek skubały go wyłącznie z kasy i złudzeń, które go trzymały przy życiu. Złudzenia dotyczyły z pewnością jego urody i brody, która zmienia wygląd (niekoniecznie pozytywnie).  Ów Mariachi twierdzi,  że pykanie w tenisa wyrzeźbiło jego ciało i otworzyło mu drzwi do wyższych sfer i możliwości noszenia jedwabnych szlafroków, zakrywających jego organellum.  Ujawnił portrety swoich byłych.  Wyglądało na to, że świńska grypa  wytłukła wszystkie szczupłe na tym świecie. A to z kolei znaczyło, że nie dopuszczał tych kobiet do wspólnego pykania na korcie, nie dając im szansy na wspólne odtłuszczanie.  Rył w ich życiorysach jak kret. Potem się okazało, że ów Mariachi to nikt inny tylko Jarek. Zwykły, polski Jarek słuchający  Jarabe Tapatio rano w celu podniesienia ciśnienia sobie i swoim kobietom. Należał również do Stowarzyszenia Bractwa Rycerskiego Zamku Będzin. Każdej niedzieli (jak pisze) wyruszał na gry terenowe, nie zabierając ze sobą swoich kobiet.  Po co mu ta broda? Ryłam w temacie i zgadywałam, doszukując się prawdy.

 Ale przejdźmy teraz do portalu „Darling”, bo zależy mi na tym, żeby  Dzień Kobiet był udanym dniem pod każdym względem. Mój wybranek zaimponował mi swoją pogardą dla kobiet.

Mój Boże,  skontaktował się wczoraj.  – Przyjadę, aniołku -  tak powiedział.

Stanął w moich drzwiach rozchylił szalik, który zakrywał jego brodę. A ja rozchyliłam jedwabny szlafrok  odkrywając tylko tyle, ile trzeba.  Miałam na sobie fragment zbroi  z zawieszoną na niej kłódką. Rzucił się do ucieczki. Zablokowałam drzwi.  

- OK. – powiedziałam rozanielona – wszystko się wydało, kotku. Zmieniłeś  rzeźbę brody, ale wiem kim jesteś seńor  Mariachi  – rzuciłam na stół kolorowe czasopismo, na którym widniało jego zdjęcie, tylko z inną rzeźbą.  Spytałam,  czy cały czas ma kłopoty finansowe. Odpowiedział, że nie.  Właśnie sprzedał ostatni obraz Beksińskiego.  Moje ciało parło  na niego. Cisnęłam do ściany.

- Przejdźmy do sedna – wydyszałam i  położyłam na stole kłódkę. -  Obsypiesz mnie prezentami w Dniu Kobiet i dasz mi szansę na korcie. A ja ci obiecam, że nie skończysz jak mój ostatni mąż.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Enamorada, truskawki i szampan - nowy fragment

Sny głównej bohaterki powieści "Enamorada, truskawki i szampan" spełniają się. Zwłaszcza te, w których czyta historie, ktore wydają się jakąś wskazówką dla niej. Nie wie jeszcze co to oznacza,ale zmienia się jej świat i życie.

   Jadłam śniadanie na calle Gaztambide w małym barze i czytałam kolejną książkę motywacyjną, jak poradzić sobie ze stratą. Sny, które miałam od jakiegoś czasu budziły mnie i w zasadzie myślałam tylko o tym. Śnił mi się Staś, pierwszy raz po śmierci w dniu premiery.

Podszedł do łóżka, w którym spałam. Dotykał mnie, ale jakoś inaczej niż zawsze. Nie czułam go, mówił do mnie dziwne słowa, które nie miały związku z niczym, ani z miłością, ani z filmem, po prostu leżał i coś mówił. Tak bardzo chciałam go zrozumieć. Wzięłam do ręki kartkę długopis i podałam mu. Narysował na niej mężczyznę, który trzymał w ręku książkę.Napisał słowo „przeznaczenie”, spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Wstał i wtedy pojawiły się drzewa, mnóstwo drzew koloru pomarańczowego. Wyciągnął do mnie ręce i szliśmy razem alejką, w której pachniało jaśminem. Pokazał mi mężczyznę z książką. Leżał na trawie i czytał, potem wziął do ręki mój długopis i napisał na stronie tytułowej słowo „czekam”. Spojrzał w naszą stronę. Staś doprowadził mnie do niego. Mężczyzna dotknął mnie, czułam go. Powiedział do mnie „brakuje mi ciebie”. Staś zniknął. Dotknęłam twarzy mężczyzny, jakbym była niewidoma. Zawiązał mi oczy i prowadził mnie trzymając moje ręce, poznawałam przeznaczenie przez dotyk, tak to zrozumiałam. Był czuły i delikatny. Posadził mnie na kamieniu i odwiązał oczy. Nie było w pobliżu niczego szczególnego, oprócz skalnej ściany. Było w niej mnóstwo szczelin, wypełnionych białymi kopertami. Ściana, w którą wetknięte były listy. Wyjął jeden i podał mi, otworzyłam go: ”Brakuje mi ciebie nawet w tej sekundzie” wiedziałam, że skierowany jest do mnie. Wziął ode mnie kartkę, schował z powrotem do koperty i włożył list w skalną szczelinę. Wyjął kolejny i podał mi. Nie pamiętam dokładnie tej treści, ale to wyglądało jak fragment książki. Płakałam, kiedy to czytałam. Mężczyzna otarł moje łzy i powiedział ”to prawda, estoy enamorado”. Pocałował mnie, zawiązał mi oczy i szliśmy w jakimś kierunku. Odwiązał mi oczy po raz drugi. Byliśmy na pustej plaży. Posadził mnie na piasku i odszedł. Patrzyłam na błękit i wsłuchiwałam się w szum fal. Coś we mnie, jakiś głos powiedział:

- Czego chcesz, jeśli mówisz „potrzebuję zmian”.

- Niepamiętania – odpowiedziałam.

- Kim jesteś teraz? – zapytał głos ponownie.

- Nikim.

- Życie jest niekończąca się falą przemian - usłyszałam.

- Naucz mnie.

- Czego?

- Rozpoznawać prawdę.

Ktoś zawiązał mi oczy i podniósł moje ręce w kierunku nieba. Czułam, jak podrywa mnie do góry. Leciałam z wiatrem, było cicho i przyjemnie. Leciał ze mną (chyba ten sam mężczyzna) trzymając mnie za rękę. Zdjął mi chustkę z oczu. Widziałam, jak mijam przeszłość; dom rodziców, szkołę do której chodziłam, ludzie których znałam machali w moim kierunku. Wlecieliśmy w mgłę albo w chmury, zobaczyłam inny horyzont, inny świat. Nie miałam pojęcia, że taki istnieje. Nawet nie wiem jak go opisać ale wiem, że było mi dobrze i że poczułam szczęście. Mężczyzna puścił mnie i odleciał w innym kierunku. Znowu zostałam sama.

Te sny powtarzały się często. Pojawiał się w nich Staś, który odprowadzał mnie do ogrodu, w którym zawsze był ten mężczyzna. Pokazywał mi inny świat. Każdy sen zaczynał się od wyciągnięcia listu z tej dziwnej ściany. Były piękne i dziwne. Pisane tą samą ręką. Czułam, że ktoś na nie czeka.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Enamorada, truskawki i szampan - nowy fragment

Andaluzja, to miejsce, w którym ksieżyc nie pozwala zapomnieć o tym, że istnieje miłość. Kiedy twoj wzrok zatrzyma się kiedyś na nim, właśnie w tym miejscu, pomyśl o tym, co powiedziałam. Jeśli nie znajdziesz jej tam, to zacznij jej szukać w sobie, bo istnieje. Właśnie o tym jest ta opowieść.

FRAGMENT:

Chciałam wtedy przez chwilę być nią. Miałam nieodpartą chęć wiedzieć, co się czuje w takich momentach i jak działa mechanizm przemian wewnętrznych.

Poranki, kwiaty – świadomość, że jesteś. A gdyby cię nie było?

Płakała, kiedy o tym mówiła. I cała widownia razem z nią.

Ludzie kochają szczerość, choć boją się własnych wyznań.

Tego wieczoru oglądalność podskoczyła do siedmiu milionów. Kiedy się żegnały obie płakały. Ewa nie była typową Oprah Winfrey, ale była równie wpływową i prominentną kobietą w Hiszpanii, chociaż z pochodzenia była Polką. Poczułam do niej wielką sympatię. Chciałam się od niej uczyć bycia kobietą sukcesu, dlatego dwa dni później zaprojektowałam dla niej kolekcję sukienek.

Nie mam czasu na spieranie się ze sobą. Wymagam od siebie dużo. I to też jest miłość.

Narysowałam jej twarz, kontur ciała i nałożyłam na to tylko kolor niebieski. Patrzyłam i szukałam jakiegoś punktu odniesienia. Chciałam, żeby wszystko było spójne i pasowało do siebie. „Trzeba zrobić prawdziwe krzesło, żeby na nim usiąść. Trzeba zrobić realne ubranie, żeby się w nie ubrać”. Zadawałam sobie pytania o nią; w jakim rytmie żyje? Jakie ma wartości w sobie? Co kocha bardziej pieniądze, czy misję? Jak będzie wyglądać na ulicy w tłumie, jeśli się w to ubierze?

Zmniejszałam jej postać i zwiększałam. Nakładałam papierowe formy i kawałki materiałów w różnych niebieskich odcieniach. Dziś już wiem, że kolor to tylko akcent, dodatek. Trzeba znaleźć niepowtarzalną formę, własny collage. Multiplikowałam, kalkowałam, przetwarzałam potem w komputerze to, co stworzyłam. Nie miała rysów twarzy. Chciałam, żeby jej ciało wyrażało wszystkie znane mi uczucia. Wybrałam trzy : spełnienie, sukces, miłość.

Ktoś powiedział G R Z E C H. Odpowiedziałam N I E P R A W D A.

Była posągowa na tych rysunkach, musiałam ją jakoś ożywić. Sukces kojarzy mi się ze szczęściem. Podobnie jak m i ł o ś ć i s p e ł n i e n i e. Doszłam do lustra, przykładając do siebie materiał w kolorze niebieskim. Wymusiłam na sobie uśmiech i zaczęłam tańczyć. Istniałam. Po prostu istniałam. Byłam autentyczna i szczera. Tak powstała moja pierwsza kolekcja, która odniosła poważny sukces w telewizji hiszpańskiej. Zostałam zauważona.

Zadzwoniłam wtedy do Stasia i powiedziałam mu, że go kocham. Słowo miłość zaczęło nabierać dla mnie nowego znaczenia. Staś powiedział wtedy – Byłby to grzech, gdybyśmy przestali się kiedykolwiek kochać. – Roześmiałam się i pragnęłam, żeby mnie dotykał. Minął rok, a jeszcze się na to nie zdecydowaliśmy. W zasadzie chodziło o mnie. Wydawało mi się, że jest za wcześnie. Nie rozumiałam czym jest zbliżenie seksualne. Kochałam go za to, że nigdy na mnie tego nie wymuszał. Tego dnia postanowiłam to zmienić.

Miłość, którą czuję w tej chwili unosi ponad wszystko. Nie wnika w szczegóły, nie ponosi konsekwencji, nie boi się. Po prostu istnieje.

Ta dziewczyna, Milena Kozakiewicz, powiedziała w trakcie wywiadu, że po śmierci jej męża utraciła tożsamość. Czuła się całymi miesiącami, jakby była chora psychicznie. Wypierała  wszystkie możliwe wspomnienia z nim związane. Nie dlatego, że go nie kochała dalej ale dlatego, że te myśli ją paraliżowały. Nie widziała kim jest naprawdę. Przecież to tylko miłość. Co to ma wspólnego z utratą tożsamości? Mówiła, że w ciągu dnia zajmowała się pracą do utraty tchu. Nocą zżerał ją strach. Dlaczego? Dlaczego wtedy weszłam w jej skórę. Wyobrażałam sobie, co ja bym zrobiła, gdybym utraciła Stasia. Nie znalazłam sensownej  odpowiedzi.

Strach nie pozwala oddychać. Nie ma w nim niczego inspirującego.

Po czterech latach od tamtego zdarzenia pobraliśmy się ze Stasiem.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Z pamiętnika Enamorady - Walentyki 2018

Powstaje pamiętnik Enamorady, zbiór wydarzeń z życia kobiet, które poszukują spełnienia w miłości. Dowcipnie opowiedziane historie, które jednak mają swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości.

Zmyłam z twarzy max factora, zaczesałam włosy grzebieniem marki made in China (dostałam go swojego chłopaka) i zdjęłam z siebie bieliznę Etam, którą sama sobie kupiłam.
– Kochanie podrap mnie walentynkowo po plecach. – Nie lubi tego , a ja tak.
Traktuję już jego członka jak członka rodziny, więc położyliśmy się nago, żeby móc świętować bez skrępowania. Kiedy nie mieliśmy już na sobie żadnej marki, rozmawialiśmy o rzeczach przyziemnych. Udekorowaliśmy sobie talerzyk stojący przy łóżku pralinkami, whiskaczem i moczyliśmy dzioby raz tu, raz tam.
– Napisałam dla ciebie wiersz kochanie – wypaliłam w pewnym momencie. Lubię pisać, on nie.
– Wolałbym harleya i moczenie pióra w czymś innym – krople potu wystąpiły mu na czole. Wstydził się mojego pisania.
Wiersz kończył się słowami „Wolę już samą różę, którą możesz uciąć z krzewu przed domem, ale będziesz się wstydził sekatora w ręku”.
– Trochę pogięty ten wiersz – odsunął się ode mnie.
– Masz na myśli kartkę?
– Mam na myśli twoje gangliony na nadgarstku, które od tego pisania tworzą ci się na łapach, a to przeszkadza w drapaniu. Czuję na sobie te bulwy w trakcie smyrania.
Nie mogłam powstrzymać kołatania tego cholernego serca.
– Ofiarowałem ci zakupy z max factora i różę zerwałem z krzewu blisko marketu. Czego ty jeszcze chcesz? – wstał , drapnął whiskacza i praliny, przesiadając się na fotel.
– Kochanie, usiadłeś dupą na czekoladkach.
– Zjemy, nie ma bólu. Wyglądasz z tej odległości jak porno-gwiazdka.
Ponieważ zbieram materiały do swoich wierszy, dlatego nagrałam ten wieczór na kamerę. Chciałam uchwycić te wszystkie słowa, pieszczoty. Zapewniam was, że nie było w tym głębi. Była w tym tylko elastyczność. Grzmocił mnie za ten wiersz pasem z piórkami, krzycząc – Spalę te twoje wiersze!
– Mam duplikat – pokornie odpowiadałam, przywiązana do łóżka, przypominając sobie wszystkie pięćdziesiąt twarzy, które tego wieczoru pokazał mój ukochany.
Następnego dnia nienawidziłam siebie i jego . Chciałam go wypchnąć przez okno albo napisać o tym wiersz, ale moja inspiracja stawała się coraz bardziej odrażająca. Stworzyliśmy jeszcze pięćdziesiąt takich filmów przez kolejne pięćdziesiąt wieczorów, ale wpadły w niepowołane ręce. Powiadają na mieście, że zżarł je Internet. Inni twierdzą, że hollywoodzki producent. Jeszcze inni, że powstał już z tego film.
Wiem,
że ta prośba stanie się przyczyną kłopotów
bo jest wyrazem mojej próżności
nie kupuj mi niczego więcej
bo wszystko od ciebie już mam
nie będę kłamać; nie do końca
będę się cieszyć tylko z jednej róży

Powstaną jednak kolejne odcinki scenariuszy erotycznych na podstawie moich wierszy. Chociaż tej sceny z różą reżyser nie ogarnął.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

"Enamorada, truskawki i szampan"

Ktoś pisze dziwne listy, które kończą się zawsze słowami ENAMORADA. Andaluzja to miejsce, w którym Księżyc wygląda codziennie jak Blue Moon. Olek i Malwina schronili sie w ty m miejscu przed rzeczywistością. Szukają odpowiedzi na pytania dotyczące życia. Sami ich nie znajdą, ktoś im w tym pomoże.

Co może robić Polak w Granadzie? Z pewnością pracował na jakiejś plantacji. Po jakimś pierwszym niefortunnym zdarzeniu opuścił to miejsce i przeniósł sie do prowincji Huelva, mieszkał w zabitej dechami andaluzyjskiej wsi, zarabiając na życie zbieraniem nektarynek i tam poznał tę dziewczynę. Znałam Andaluzję, bo miałam tam znajomych i mieszkali tam również rodzice Ewy. Zpewnością to oni zwrócili się do niej z prośbą o nagłośnienie sprawy Olka. Zaciekawiła mnie w końcu ta historia. Po przerwie reklamowej wyjaśniło się więcej. Zaginiona dziewczyna nie była Polką tylko córką właściciela plantacji, jak się okazało niewidomą dziewczyną. Od razu poczułam do niego sympatię i byłam pewna, że jego miłość do niej była szczera. Z pewnością jej nie skrzywdził. Zrobiłam duże oczy, kiedy usłyszałam o dziwnym liście zakończonym podpisem „Enamorada” (Zakochana). Właśnie trzymał go w ręku. Ewa poprosiła go o przeczytanie. Trzymałam się fotela, bo poczułam nagle falę gorąca, jakby ta historia dotyczyła również mnie.

Poszukuję jednego słowa, które mnie określa. Z pewnością nie jest to PRZEZNACZENIE, bo nie dotyczy całej mnie. Przecież tu nikogo jeszcze nie ma. CZEKANIE, może to jest to słowo. Chciałabym, ale nie. Do perfekcji w samotności opanowuję sztukę myślenia. Marzę przez dotyk, bo tylko to rozumiem. Rozpoznawanie prawdy w taki sposób jest trudne. Słyszę szum, być może to fale, ale przecież życie jest niekończącą się falą przemian. Może lepiej pofrunąć z wiatrem, szukać miejsc w których jest cicho i przyjemnie. Lecąc można omijać przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Znam tylko pomarańczowe ogrody i listy pisane cudzą ręką. Czuję, że ktoś na nie czeka.

ENAMORADA – to słowo mnie określa.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Zakochana brzmi jak enamorada - fragment

Mąż Adeli (głównejbohaterki powieści "Zakochana brzmi jak enamorada") traci przybranych rodziców w dziwnych okolicznościach. Sprawa nigdy nie zostaje wyjaśniona , ale Adela I Alonzo na podstawie tych wydarzeń tworzą film, w którym rolę ojca odgrywa Anonio Banderas. Okoliczności się zmieniaja, kiedy córka Adeli jedzie do Meksyku.

Dwa lata temu. Madryt

Nie byli wierzący. Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Postanowili jednak w tamte wakacje pójść szlakiem pielgrzymów do Santiago de Compostela, drogą Świętego Jakuba. Nie wyruszyli z Francji, tylko spod swojego domu w Madrycie. Odległość do San Sebastian to jakieś 600 kilometrów. Nigdy nie poznamy przyczyny tej decyzji, oboje mieli ponad sześćdziesiąt lat. Drogi w tym dziwnym miejscu bardzo rzadko prowadzą przez szosy. Trzeba iść szlakami oznakowanymi muszlami, które ciągną się nawet po piętnaście kilometrów, głównie przez pola i lasy. Dali znać dopiero w Tierra de Campos. Wysłali sms-a o treści: „Żyjemy, idziemy szlakiem pielgrzymów :) Nie martwcie się, nie z powodu nawrócenia, ale z powodu poznania siebie”. I wysłali jedno zdjęcie. Pamiętam, że Alonzo uśmiechnął się wtedy do siebie i podał mi telefon.

– Zobacz, moi staruszkowie zwariowali. Zapragnęli poznać swoją wytrzymałość. Czemu mnie o tym nie uprzedzili? Totalne wariactwo.

Spojrzałam na zdjęcie i nie było mi do śmiechu. Wyglądali oboje na mocno wyczerpanych.

– Alonzo, nie chcę się wtrącać, ale czy oni nie są, przepraszam za określenie, za starzy? Myślę, że powinieneś im to wyperswadować. Nie wiem, gdzie są, bo nic mi to nie mówi, ale z pewnością to nawet nie połowa drogi. Dzwoń! Zanim przyznasz, że mam rację.

Oczywiście obrażony spojrzał w moim kierunku, wypowiadając słowa, którymi zawsze mnie ranił.

– Kiedy ostatnio spełniłaś swoje marzenie?

Nie chciałam drążyć, bo wiedziałam, że nie mam szans. Więc strzeliłam focha.

– OK. Pamiętaj, że cię uprzedzałam.

Wiemy, że do Orense dostali się autostopem. Ich ciała znaleziono na plaży w Vigo, dziewięćdziesiąt kilometrów od celu podróży. Zostali w nocy uduszeni. Nikt nie widział sprawców, ani nigdy nie poznał motywu tej zbrodni. Śledztwo umorzono.

Przez prawie rok nie potrafiłam dotrzeć do Alonzo. Zachorował na depresję i wylądował na kilka miesięcy w szpitalu. Był bliski śmierci. Nie wracamy do tego tematu. Nigdy o tym tak naprawdę nie rozmawialiśmy.

Właśnie spojrzałam na niebo, zaczęło padać.

– Adela! – usłyszałam głos swojego męża.

Chcę żebyście wiedzieli, że bardzo go kocham.

Wybiła osiemnasta

Spojrzałam na zegar.

– Kolacja o dziewiętnastej! – krzyknęłam do domowników.

– Dobrze mamo. Teraz jesteśmy z tatą zajęci, nie przeszkadzaj!

– Oczywiście – burknęłam do siebie.

Zadzwonił telefon. Producent jednak odwołał jutrzejsze zdjęcia do serialu, tłumacząc to chorobą gwiazdy, która miała gościnnie wystąpić. Powody nigdy nie są prawdziwe w tej branży, więc przyjęłam informację z ulgą. Spędzę jutrzejszy dzień chętnie w domu. W końcu się wyśpię. Zadzwoniła również moja matka i wprosiła się na kolację. I znowu zapowiada się wieczór pełen wrażeń. Tatuś, który będzie się bronił przed zjedzeniem kiełbasy i sałatki warzywnej ze śledziem mojej roboty, tłumacząc to przechodzeniem na weganizm. Mamusia, która z pewnością będzie popijać pokrzywę, w ilości litr albo dwa, sącząc niby po ociupince z wystawionym małym paluszkiem. Nie znam zwyczajów Andaluzyjczyków, Rysia i Marii, więc postanowiłam szybko zajrzeć do książki kucharskiej. Ponieważ kuchnia kubańska, którą uwielbiają moi rodzice, jest pod silnym wpływem kuchni hiszpańskiej, więc szybciutko podjęłam decyzję – zupa czosnkowa i jakaś potrawa ludów pasterskich, czyli andaluzyjska.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Zmienia mnie się karma

Bardzo lubię korzystać na początku roku z chińskich horoskopów. Czytam je tylko raz i potem wracam w styczniu nastepnęgo roku, żeby zobaczyć co się sprawdziło. Zawsze udaję, że jestem zdziwiona,bo sprawdza się dla mnie wiele rzeczy (ale staram sie czytać tylko to, co pozytywne).

ZMIENIA MNIE SIĘ KARMA

Kombinacja skwaru słońca, blasku księżyca i moja aktorska umiejętność głębokiego oddychania przeponą sprawia, że posiadłam zdolność lewitacji i przepowiadania przyszłości z numerków (wybieram losowo).

   Wspominałam już kiedyś, że według chińskich horoskopów jestem wężem, któremu zawsze w lutym zmienia się karma, bo trzeba się dostosować do zmian i wchodzących na astrologiczny rynek innych znaków. W zeszłym roku był to kogut. W tym roku pora na innego zwierzaka. Będzie nim pies.

- Pies?

- Piesek.

- Jaka rasa?

Nie wiem, nie bądź małostkowy.

   Do czwartego lutego będę zajęta zrównoważaniem tych energii.

W postaci człowieczej jestem miła(do czasu), obowiązkowa(do bólu), w miarę atrakcyjna (kiedy o tym pamiętam)i zabawna (ale proszę tego nie wykorzystywać). Jako wąż miotam się i prześlizguję między tematami, sytuacjami, miłościami, między blokami, a spulchnienie przez wiek coraz bardziej mi to utrudnia. Nie widziałam nigdy starego węża, a starego psa tak.

   Teraz robię wdech, żeby wrąbać ciacho i zająć was rozmową. Właśnie stanął przede mną mój pies. Patrzy na mnie jako ten żywioł Ziemi i czuję na swojej nodze jego wibracje. Prześlizgnęłam nogę w prawą stronę. Patrzy tylko i wibruje dalej. Z tego, co wiem energia psa jest raczej ugodowa, ale nie ufamy sobie. Patrzymy.

Przeczytałam, że pokojowe nastawienie i utrzymanie dialogu będzie w tym roku na topie. Więc mówię do niego.

- A pójdziesz ty!

Oboje zrobiliśmy wdech. Czuję, że wchodzimy na wyższą częstotliwość. Popieścił mnie przez chwilę wzrokiem, ale nie łyknął bajeru. W jednej sekundzie uniósł się ponad podłogę, rozdziawił gębę i ledwo wykrzyczałam.

- Wydech!!! - tak ma na imię - Kurwa!

Wiję się właśnie i wykrzywiam ciało, żeby zrzucić z siebie nadgryzioną skórę, by zmaterializowała się na nowo.

Nie będę się chwalić, ale przepowiedziałam ten dzień adoptując psinę w roku walecznego koguta.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

"Enamorada, truskawki i szampan"

Andaluzja to miejsce, w którym ksieżyc nie pozwala zapomnieć, że istnieje miłosć. Jeśli jednak nie odajdziesz jej tam, to zacznij jej szukać w sobie, bo istnieje. Naprawdę:)

2.O kobietach, które kochają do utraty tchu i o mężczyznach, którym serca pulsują w rytmie Jarabe Tapatio.

   Byłam ze Stasia dumna i wdzięczna za wszystko, co razem stworzyliśmy. W dniu ślubu obiecałam mu, że przez pierwsze pięć lat naszego małżeństwa będę z nim przy jego produkcjach filmowych, żeby mu pomóc. Byłam panią od PR w firmie, którą stworzył. Projektowałam kostiumy do jego filmów, a w międzyczasie pracowałam w telewizji prowadząc wywiady z gwiazdami show biznesu. W tej rodzinie wszystko kręciło wokół telewizji, seriali i spotkań biznesowych. I zawsze, za każdym razem w jakimś momencie wydarzały sie punkty zwrotne, które zarówno mojej babci i mamie przewracały życie do góry nogami. Kosmos wtedy wariował, a one poddawały się tym wariacjom. Wciągał je w siebie ten wir, zmieniał kierunki, a one zmieniały decyzje o stylach życia, miejscach pracy, upodobania, wiarę – wszystko. Ulatywały z nich wtedy stare tendencje i wybierały nową tożsamość. Obie twierdziły potem, że radykalne zmiany na jakimś etapie są niezbędne. Miałam nadzieję, że w moim życiu będzie inaczej, że utrzymam to, co osiągnęłam, i że moja miłość będzie trwać wiecznie.

Gdyby każdy z nas miał trzy serca, kochalibyśmy całość – przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.

Nie wiem czym jest wiara. Nigdy nie musiałam wybierać żadnego Boga. Nie wiem kim jest Śiwa, w którego wierzy babcia, ani kim jest Jezus, o którym tyle słyszałam. Mój  tato do śmierci swoich rodziców wierzył w opatrzność Matki Boskiej. Zbyt dużo stracił, żeby utrzymać tę wiarę.

Na świecie czci się około pięciu tysięcy Bogów. Tylko Twój jest prawdziwy.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Czas na brazyliadę

Brazyliada? Co to znaczy Pani Elu? Dosyć często czytelnicy zadają mi to pytanie. Odpowiadam. Jeśli oglądasz brazylijskie seriale, to z pewnością wiesz, że ciągną się całymi latami. Nie ma znaczenia, w którym momencie włączysz telewizor. I tak nie będziesz wiedział, co jest grane. Dokładnie jak w życiu:)

Już czas na brazylijski serial
Kolejny 223344 odcinek „Enamorady”.
Nie streszczę poprzednich, bo się nie zmieszczę. Miłej zabawy.
„Czas na zmiany”
– Znowu stawiasz pasjanse Ela? Popraw mi krawat. Mam spotkanie z zarządem. Spóźnię się.
– Zarząd ma jakieś imię? – spytałam Mateusza.
– Foch? Znowu? – zaczesywał nażelowany pióropusz i czyścił paluchem zęby. Ohyda.
– Kiedy wrócisz Mati? – nie odrywałam wzroku od kart, bo nie dało się patrzeć na ten poranny cyrk.
– Nie wiem, jak się przedłuży, to dam ci znak.
– Jak się wydłuży, to też daj znak – podniosłam wzrok i widziałam, że jest zmieszany.
– Ela, proszę cię. Te twoje żarciki już mi się przejadły.
Mateusz codziennie rano odbywał ten sam rytuał. Błękitna koszula, żel na włosy i kretyński czerwony krawat. Zawsze się spieszył. Po prostu petarda: szafa, lustro, toaletka, żel, teczka, kurteczka i już go nie było. Prawie, bo zatrzymał się w drzwiach i wrócił do lustra.
– Zrób dzisiaj paellę. Albo nie, same krewetki zrób. Lustro przetrzyj, bo zniekształca. Żelu zabrakło. Zadzwonię do Kwiatkowskiej.
Kwiatkowska, to nasza sąsiadka. Dystrybutor kosmetyków.
– Po co mi o tym mówisz? – spytałam i wypięłam pupkę w jego stronę. Nie zauważył, przeleciał koło mnie.
– Czas… Czas mnie goni. Ostro i do przodu! Jak się prezentuję? Hę? Dam im dzisiaj popalić. Nie siedź godzinami przy tym komputerze i zostaw te karty. Miłego dnia.
Od pół roku życzy mi miłego dnia! Czasami mówię do siebie. Mój monolog wewnętrzny, który się musi uzewnętrznić jakoś. Podniosłam żel, żeby sprawdzić faktyczną zawartość i monologowałam:
„Urocze. Kosmetyki Kwiatkowskiej. Wiem do czego pijesz, Mateuszu. Dystrybutora chce ze mnie zrobić. Kretyn. Witam, doniosłam panu pachnidła na lata całe. Polecam. Donia Ela”.
Spojrzałam na siebie w lustro i stwierdziłam, że faktycznie zniekształca. Biodra jakby szersze, znalazłam dwa włosy na brodzie, nową zmarszczkę i nowy pieprzyk na czole.
„Ja pitolę był wcześniej czy nie? Czegoś ci brakuje Elu. Żelu? Miłości? Radości?” ­– spojrzałam w lustro, a z tyłu, za mną, stał wielki hiszpański kok we włosach.
Carmen, moja służąca z Bzowa, zawsze pojawia się cicho, bezszelestnie. Najpierw obserwuje przez dziurkę od klucza, co się dzieje. Potem pojawia się, stoi, patrzy i czeka.
– Carmen weszłaś tak cichutko. Nawet nie szurasz kapciami. Brawo. Co tam?
– Przyniosłam korespondencję dla pana Mateusza.
– Połóż proszę. Ładnie wyglądasz.
– Dziękuję.
– Pięknie… Naprawdę! – mam nadzieję, że nie wierzyła w to co mówię, bo codziennie wyglądała identyko.
– Pani śniadanie… – ten piszczący głos drażnił mnie coraz bardziej.
– Postaw – ugryzłam rogalika, który od razu skojarzył mi się z zapomnianą, męska częścią ciała i poczułam się lepiej.
– Jak ci się Carmen układa z mężem? – pytałam, bo coś trzeba było mówić.
– Zmienił się – odpowiedziała nieśmiało.
– Postarzał się? – ciamkałam z rozkoszą.
– Nie, nawet nie to. Ciągle czegoś szuka.
– Czego taki Rysiu może szukać. Czystych majtek? Wódki? Oni bez przerwy czegoś szukają. Oj tam. Znajdziecie, każdy w końcu znajduje – konwersowałam, czując masełko orzechowe i ciepełko w ustach.
– Oby nie w kimś innym.
– Tak Carmen. Każdy ma swoje problemy. Straciłam pracę. Skończyłam czterdziestkę i nie mam głowy do tego, żeby rozumieć. Możesz iść – ciamkałam. – Przejedź tylko szmatką posążek Buddy. Bo może to przez ten kurz przestałam być ukochanym dzieckiem Wszechświata.
– Pan Mateusz, gdyby to słyszał byłoby mu trochę przykro. Kocha panią.
– Szczęście już mnie dawno opuściło. Mam czterdzieści pięć lat i żadnych perspektyw na przyszłość. Dziennikarka roku to przeszłość. Nie pojadłam. Co mamy jeszcze dobrego w lodówce?
– Wszystko co pani potrzebuje, żeby obejrzeć swój program. Po co pani to robi? Trzeba się ogarnąć i iść dalej – mówiła, przecierając posążek uśmiechniętego Buddy.
– Jak mam iść dalej? Jak jakaś młoda cipka zarzyna moje medialne dzieciątko – chodziło o mój program telewizyjny, który stworzyłam. Codziennie go oglądałam, płakałam, popijałam, obżerałam się. Musiałam. To było silniejsze ode mnie.
– Po co pani na to patrzy?
– Carmen, proszę cię. Przynieś lody, chipsy i kielicha. I włącz ten telewizor.
– Dobrze, ale nie zmusi mnie pani, żeby oglądać go z panią. Proszę bardzo.
Włączyła. Nie wytrzymywałam presji. Młoda, ładna. Musiałam sobie nalać. Wcześniej tego nie robiłam, ale w tej sytuacji… Bolało.
– Szanowni państwo, w dzisiejszym programie „Kawa czy kawa z cukrem”, będziemy gościć znanego terapeutę – pana Vana.
– Jesteś zasrańcu – gadałam do telewizora – terapeuta Van? Skąd go wytrzasnęłaś? Amatorka!
– To trudne – mądrował się pan Van – trzeba zmienić nawyki myślowe. Zmiany muszą dokonać się w nas samych. Co wewnątrz, to na zewnątrz.
– To prawda – dodałam swój komentarzyk – jeśli w środku wygląda ten pan tak jak na zewnątrz, to gratuluję.
– Każdą terapię zacząłbym od zadania sobie pytania: czego tak naprawdę chcesz? Jeśli znasz odpowiedź na to pytanie, wszystko się zmienia, nakierowuje się samo.
– Że tak powiem – wiedziałam, co powie. Zawsze wiedziałam.
– Że tak powiem. Nasi rodzice już od dzieciństwa wpajali nam złe nawyki myślowe. Powiedzenia typu: jesteś niedobry, dzieci i ryby głosu nie mają, wyrobiły w nas nawyk autodestrukcji.
– Zasraniec – wytknęłam język do telewizora.
– Szanowni państwo. Nasz gość będzie odbierał telefony jeszcze przez pół godziny. Trzej pierwsi telewidzowie, którzy się do nas dodzwonią, będą mieli szansę na rozmowę na antenie i otrzymają w prezencie kosz pełen niespodzianek.
– Wolałabym torbę z twoją dedykacją. Dlaczego zgasiłaś telewizor? Carmen!
– Pan Mateusz podjechał – wiedziała, że cierpię.
– Jak to, o tej porze? Zabieraj to żarełko. Daleko nie chowaj.
*
Mateusz wpadł wściekły z zalaną jedwabną, niebieską koszulą kupioną w ZARZE. Kocha te klimaty, więc miał prawo być wściekły.
– Co tu robisz Mateusz?
– Wyszedłem na parking, podawałem stróżowi kwitek. Wylazł do mnie z kawą i zobacz ­– wymachiwał łapkami i prezentował wielką, brązową plamę na pięknej koszuli.
– Kawa czy kawa z cukrem? – spytałam złośliwie. Bo mój program nazywał się „Kawa czy kawa z cukrem”, ale już tylko ja o tym pamiętałam.
– Z cukrem, bo zobacz... Spójrz – był naprawdę rozdarty.
– Przyjechałeś spod firmy zmienić koszulę?
– Powinni go zwolnić za ten numer.
– Ile miał lat?
– Około czterdziestki. A jakie to ma znaczenie? Wiesz ile ta koszula...
– Kosztowała? Wiem. Sama ci ją kupiłam. Jak jeszcze pracowałam.
– To sama rozumiesz moje poruszenie.
– Nie przeginaj.
Na słowa nie przeginaj stanął jak wryty, rozejrzał się. Szukał motywu, żeby mi dowalić. Znalazł. Włączony, wyciszony telewizor, a w nim „zasraniec”: uśmiechnięta twarz, bez zmarszczek i kompleksów.
– Ela, jak tak siedzisz, to sprawdź moje walizki. Wyjeżdżam za tydzień służbowo. Oczywiście mówię teraz, żeby nie było, że nie mówiłem.
– Aha – próbowałam zareagować na tę wiadomość.
– Mówię teraz, bo wiem jak cię wszystko ostatnio drażni. Zobacz ile mam na głowie – nie wiem czy znowu mu chodziło o żel. – Na jogę się zapiszę. Taki żarcik. Ty też się ogarnij, bo widzę, że się coraz bardziej nudzisz. Minę masz taką, że bez kija nie podchodź. Zapomnij już o telewizji. Skończyłaś czterdziechę. Pogódź się z tym – doszedł do mnie i spojrzał mi w oczy. ­– Obiecaj, że znajdziesz dla siebie jakieś sensowne zajęcie. Tak dłużej nie można. Ten botoks, mówiłem. Zobacz jaką masz tu zmarchę – dotknął mojego czoła – skasował cię ten skalpel jak za zboże. Moja matka nigdy niczego nie stosowała. Może olej słonecznikowy jak się opalała. I zobacz, siedemdziesiątka na karku i ho, ho! Kawy nie pij. Ta dziewczyna co cię w telewizji zastępuje zrobiła bardzo ciekawy wywiad o kawie. Krawat mi popraw – poprawiłam.
– Podduszasz mnie! Wariatka.
– Stara wariatka.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Jak rozładować stres po Sylwestrze (i zasłużyć na reinkarnację)

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU;) Życzę Państwu w 2018 roku szczęścia i wszelkiej pomyślności. W opowiadaniu imiona balowiczow i opis wydarzenia to wyłącznie fikcja literacka:)

Wiadomo, że pierwszy dzień po Sylwestrze to huśtawka nastrojów. Nie wiem, czy już wstać, czy dać sobie jeszcze trochę czasu na zlokalizowanie w myślach mojego telefonu marki Samsung, który odzwierciedla nastroje całego świata na portalach rożnych, oraz odnalezienie mineralki (lubię Cisowiankę) – Gdzieś tu stała.

Dam sobie jeszcze chwilę i pobuszuję w tym czasie po duszy. Zamknęłam oczy. Postanowiłam w myślach zrobić sobie prezent i polecieć do Indii. Nie wiem dlaczego po wylądowaniu wywalono mnie z luku bagażowego razem z walizkami (może w tym czasie na chwilę przysnęłam). Wzięłam dwa  głębokie oddechy i odzyskałam wizję. Znalazłam  w kieszeni resztki suszonego banana i kartkę, na której wyrysowany był plan, w którą stronę powinnam się udać. Wiadomo, Samsung z nawigacją w Google został w domu. Gdzie chciałam się udać? Aha, do źródeł, do Garhwalu i do rzeki Bhagirati. Nie wiem jak długo szłam, trochę się czołgałam, aż zobaczyłam przed sobą reklamę „Aktywacja rogów obfitości”. Facet z tupecikiem i złotym zębem wyciągnął  w moim kierunku szklankę wody i talerz z ryżem, na którym leżał kotlet sojowy. Poinformował mnie, że odzyskam po tym świadomość umysłu.

- Który mamy rok? – zapytałam.

- 2021 – odpowiedział gostek z sygnetem na palcu wielkim jak soczysta mandarynka, i ze złotą jedynką w uzębieniu. – Weszłaś na wyższy poziom. Nie pamiętasz mnie? Kopę lat! Poznaliśmy się na Sylwestrze w 2017.

- Możesz to doprecyzować – poprosiłam.

- Weszłaś ,dziewczynko, w inny wymiar.

- W inny wymiar czego? Możesz to doprecyzować - poprosiłam ponownie.

- Spójrz na siebie.

Spojrzałam.

- Jesteś oszałamiająca, perfekcyjnie dopracowana. Ten świecący, natłuszczony złotem dekolt. Ten grymasik zadowolenia na twarzy. Ten biust…

Nagle zobaczyłam, że jego stopy nie dotykają ziemi, a dłonie jak u kosmonauty lewitują w różne strony.

- O co se kaman, synek? – zapytałam - Kim ty jesteś?

- Twoim głównym tancerzem. Nie pamiętasz? W Sylwestra 2017 rozcieńczyłem twoje ego. Przekupiłem cię zimnym lodem. Nie było łatwo.

- Nie kumam – drapałam się po bląd lokach, na których wyczuwałam kilogramy lakieru .

- Dostałaś ode mnie pierścionek ze złotą głową świętej krowy. Trochę waży, dlatego weszłaś na wyższy poziom. Przejdźmy się po słońcu.

Kiedy odsłonił jedwabne zasłony w pająki zobaczyłam, jak wszyscy tańczą wokół nas; Jadźka, Marek, Zośka, Krzychu. To z nimi poszłam na Sylwestra w 2017.

- Możesz im wszystkim ogolić głowy jak chcesz, albo daj im po pięć euro, też się ucieszą.

- Dlaczego?! – wykrzyczałam swoje zdziwienie.

- Nie wytrzeźwieli od 2017. Spójrz, na sukience Jadźki wisi metka z wypożyczalni z tego roku. A w  kieszeni Krzysia znajdziesz rachunek na 10000 zł do zapłacenia za tę noc.

Faktycznie, metka z wypożyczalni na Jadźce wisiała. A mówiła, że kupiła od Jacykowa.

- Lecimy? – główny tancerz ze złotym zębem otarł się o moje uda lewitującym rogiem obfitości.- Ciepły lód, czy zimny? Wiem, że chce ci się pić. Masz wybór; albo reinkarnujesz na moją żonę, albo teleportujesz do wyra jakbyś była po Sylwestrze 2017. I uznajemy, że nic się nie stało.

Obudziłam się zlana potem, bo zadzwonił w torebce Samsung. Wyświetlił się mój chłopak, partner z Sylwestra, ale nie odebrałam. Zasługuję na święty spokój i reinkarnację (cokolwiek to znaczy) po Sylwestrze 2017, dopóki sobie wszystkiego nie przypomnę.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Wesołych Świąt

Życzę Państwu zdrowych, spokojnych, radosnych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku :)

Przepis na świąteczną kluskę w gardle.

Nie mogę się dostać do maku. Zasiałam pod wanną, widzę tylko grzyby. Dobre i to. – Kociu, może być grzybowa na wigilię? – Ogłuchł, bo dmucha w balon, winko próbuje. Szkoda, że początkujący. – Pamiętałeś, że na litr moszczu przypadają jakieś dwa litry cukru?.
- No właśnie – odezwał się Kociu – za słodkie. Za mało moszczu, za dużo cukru. Nawet jakby było gicio, to za chłodno. W tym domu nie ma nawet 15 stopni.
- To dorzuć do pieca.
- Nie mogę w pokoju zasiałem tytoń.
- A jaki?
- Havana, ma się rozumieć.
- To jak przymrozek, to też nie urośnie.
- Do świąt da radę. Boćwina! mówiłem zasiej na barszczyk ukraiński.
- Zasiałam na dachu, ale mandarynki.
- Papaja, kurde, tak lubię.
- No Kociu, nie można mieć wszystkiego.
- Można, jak widzisz. Ciepło mi się robi, jak patrzę na ten tytoń. Mam normalnie świąteczną kluskę w gardle.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

"Przebudzenie krasnoludków"

Fragment powiści Elżbiety Walczak "Zakochana brzmi jak enamorada"

„Przebudzenie krasnoludków”.

- Aaa… - Śpioszek przeciągnął się, rozglądając się po okolicy. Wszystkie krasnoludki spały. – Czemu taka cisza? Czy ktoś mnie może doinformować? Panowie! – gwizdnął wsadzając dwa palce do ust. – Dlaczego jestem sam? Co jest grane? Śpicie?!

- Cicho tam! Sjestujemy. – Gapcio przewrócił się na drugi bok, kładąc rękę na głowie Nieśmiałka. – Nieśmiałek, kurde, odwróć usta w druga stronę, bo się nie da znieść tego zapachu. Śmierdzi, jakbyś nie otwierał ust sto lat.

- Sto lat?! – Wstawać, już! – Śpioszek przechadzał się po płacie mózgowym kopiąc w tyłki pozostałych leżących.

- O co znowu chodzi? Kopanie leżących w dupę nie jest za mądre. Odczep się. – Mędrek nasunął czapkę na oczy. – Jeszcze raz, to potraktuję cie ze swojego kamasza.

- Wstawać! Spaliśmy sto lat! – Śpioszek darł się, co sił w krasnoludkowych płuckach.

- Nie kłam, dopiero zasnąłem. – Wesołek głaskał się po pośladku, wydając z siebie radosne dźwięki. Tak mu się przynajmniej wydawało. Huk był niemiłosierny.

- Jeszcze raz walniesz takiego bąka Wesołku – Matołku, to zamieszkach na tyłach.

- Na tyłach czego? – Wesołek pokładał się ze śmiechu – Nie może być sześciu krasnoludków, bo to nieprofesjonalne. Wal się z tymi pogróżkami. Sto lat, to długo. Zapowietrzyłem się.

- Zbiórka! – Śpioszek zaczesał siwe włosy, poprawił czerwony kubraczek, i sprawdził ilość uzębienia. -  To nie mogło być sto lat, bo mam jeszcze wszystkie zęby.

- Też tak myślę. – Nieśmiałek, próbował przejrzeć się w źrenicy.- Nie wyglądam najgorzej. Wy z resztą też.

- Czyja to głowa, ktoś już wie? – Gburek sprawdzał ilość brudu na stopach, który zebrał się przez ten czas. – No, czarne jak rzepa.

- Uciszcie się na chwilę. – Nieśmiałek patrzył w źrenicę i odgadywał upływ czasu. – To ona, tylko się postarzała.

- Jaka ona? Posuń się. – Gburek przetarł swoje oczy.- Żona sieroty. Żyją. Mówiłem, zabić ich zanim zaczną się obnosić ze swoim szczęściem. Widzę jeszcze kogoś. Jakaś królewna.

- Ile ma lat? – Zapytał nieśmiało Nieśmiałek.

- Na ludzki rozum, jakieś dwadzieścia sześć. – Gburek posmutniał – To ich córka. Piękna. Bierze ślub. Wszystko przez was i przez ten głupi film, który nas uśpił na tyle lat. Przegapiliśmy tyle fajnych rzeczy. Najgorsze jest to, że obyło się bez nas. – Usiadł. – Nikomu nie jesteśmy potrzebni.

- Nie marudź. – Śpioszek odepchnął go z punktu obserwacyjnego.- Zerknę tylko i cię wpuszczę. Faktycznie, niezła. Ten facet koło niej wygląda na mądralę, można mu utrzeć nosa. Pewnie będą mili dzieci, wiecie, co mam na myśli. Ależ posmutnieliście. Czas to nadrobić, panowie. Proponuję gimnastykę na rozruszanie. No już do szeregu.

Krasnoludki wstały i zrobiły sto pajacyków, podskakując na dwóch nogach i klaszcząc w dłonie powtarzały słowa, które już nie miały mocy. Ale nie zdawały sobie z tego sprawy.

Ądopcja! Śmierć! Życie! – Głośniej! - krzyknął Gburek – Adpopcja!...- Krzyczały do wieczora, ale ja ich nie słyszałam.

- Meksyk! Wybrał bym się na stałe do Meksyku. – Gburek pstryknął brudek z palców u nóg w kierunku Wesołka – A ty?

- Nie wiem, może być Meksyk.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Dopóki jestem

Wszystko było idealne od samego początku. Mieliśmy dom, ogród, który nazwaliśmy wiśniowym sadem, dwa konie i dwie sypialnie, w których spędzaliśmy osobno czas, kiedy zatapialiśmy się w myśleniu o przeszłości.

   Ustaliliśmy, że każde z nas może mieć swoją przestrzeń na pamiątki i zdjęcia byłych partnerów, mężów i żon. Po co? Uczyliśmy się na błędach. Budowaliśmy naszą miłość w oparciu o wnioski. Nie mieliśmy przyjaciół. Pamiętaliśmy, czym zapłaciliśmy za fałszywe uczucia innych. Często rozmawialiśmy: o tym, co czujemy, czego chcemy, i co możemy osiągnąć. Kochaliśmy się często, z namiętnością, jakiej nie znałam wcześniej. Pamiętam każdy dzień, każdy moment, pocałunki, prośby, przeprosiny i żal. Dręczyły nas wspólne wyrzuty sumienia. Byliśmy jednym i tym samym.

- Masz dzisiaj czas, kochanie? – zapytał mnie przy śniadaniu – Chciałbym, żebyśmy razem pojawili się na balu charytatywnym. Mówiłem ci o nim wczoraj. Burmistrz stanął na wysokości zadania. - Uśmiechnął się w moim kierunku i pogłaskał obrus. Nigdy tego nie robił.

- Tak, pamiętam – odrzekłam i spojrzałam na zegar wiszący na ścianie.

Było widno. Zawsze jemy śniadania około siódmej, a zegar miał wskazówki na trzeciej. Musiał zatrzymać się w nocy.

– Oczywiście, pójdziemy razem.

Trzymałam wzrok na wskazówkach i czułam, że słabnę. Chyba upadłam. Otworzyłam oczy, ale mojego męża przy mnie nie było. Leżałam na podłodze, mój wzrok cały czas był wpatrzony w zegar, który pokazywał za piętnaście trzecią.

- Kochanie, śpisz? – Podniosłam głowę i próbowałam wstać, żeby dotrzeć z powrotem do łóżka. Arka tam nie było. Położyłam się. Chciałam zrozumieć, co się dzieje.

- To tylko sen – powiedziałam do siebie i zamknęłam oczy.

- Jesteś, nareszcie. Twój zapach.- Arek przytulił się do mnie - Kocham twój zapach.

- Dotknij mnie tak, jak dotykałeś Dorotę. Pamiętasz, mówiłeś mi o tym. Poznaliście się na Bali. - Jego dłonie były chłodne ale czułam miłość. - Miałeś wtedy dwadzieścia sześć lat, ona też. Miała rude, długie włosy i bransoletki z muszelek na nogach. Podniecał cię ich dźwięk, kiedy dotykałeś jej stóp. Delikatnie wtedy opuszczała i podnosiła ciało, żebyś mógł zobaczyć więcej. Nie przestawaj, proszę, powtarzała.

Zegar zaczął wybijać trzecią.

- Raz - liczyłam.

- Czemu się nie kładziesz? – zapytał – Jest noc, cała się trzęsiesz.

- Dwa.

Leżałam na podłodze. Kiedy otworzyłam oczy Arek stał nade mną. Było widno, chyba około ósmej, bo widziałam jak parowała poranna kawa przy naszym łóżku. Musiałam ją tam przed chwilą postawić.

- Byłaś u lekarza? – zapytał i pomógł mi wstać – Kochanie, kiedy byłaś ostatnio na badaniach?

Usiadłam na łóżku i wzięłam filiżankę w dłonie. Kawa była zimna.

- Wczoraj byłam. – Odstawiłam filiżankę. – Chyba wczoraj.

- Zostań dzisiaj w domu. Przyjadę po ciebie wieczorem. Bądź gotowa na siedemnastą.

- Dobrze. - Schyliłam głowę i dotknęłam swojej stopy. – Zerwała mi się chyba bransoletka. Widziałeś ją? – Kiedy podniosłam wzrok, Arka już nie było. Zawsze śpieszył się do tej swojej korporacji.

- Jest. – Leżała na łóżku, jakby ją ktoś ze złości porozrywał, bransoletka z małych muszelek.

- W co ja się ubiorę?

Weszłam do garderoby i założyłam niebieską sukienkę ze srebrnymi cekinami. Uwielbiałam ją. Zerknęłam do lustra.

– Schudłam i to bardzo. Czym ja się tak martwię?

Nie podobała mi się już. Zdjęłam ją i weszłam naga do pokoju Arka. Było dziwnie chłodno, jakby zapomniał zamknąć okno. Przecież wie, że nie lubię chłodu. Ciepło, tylko ciepło, nawet w sercu. Tego się nauczyłam. Usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Zdjęcie Arka i moje spadło ze ściany. Po prostu spadło. Stąpałam po potłuczonym szkle, ale niczego nie czułam. Zostało na biurku zdjęcie Agaty, jego pierwszej żony. Miała na sobie niebieską sukienkę z cekinami.

– Dziwne. Minęło tyle czasu, a on ją cały czas kocha. Jest w jego sercu, czuję to. Może właśnie tego ma się nauczyć, miłości. Nie wiem, może tak, a może nie.

Ten dzień minął szybciej niż wszystkie. Nie pamiętam, co robiłam. Chyba płakałam, bo zobaczyłam stos chusteczek przy swoim łóżku i muszelki. Czemu leżą znowu na poduszce? Przecież wyrzuciłam je do kosza.

Zegar wybił piętnastą, a może trzecią. Ubrałam się w czerwony garnitur i zaczęłam robić makijaż, który nie mógł zakryć tych dziwnych plam, które miałam od jakiegoś czasu na twarzy.

Nie pamiętam momentu powrotu Arka do domu. Pamiętam bal. Znaleźliśmy się na balu.

-O, Arek! Dobrze, że przyszedłeś - ktoś krzyczał w naszym kierunku.

Znałam tych ludzi, oni mnie też. Byli naszymi przyjaciółmi? A tyle razy rozmawialiśmy o tym. Żadnych fałszywych osób w naszym otoczeniu. To były jego słowa. Czemu ich aż tylu? Dlaczego nikt się ze mną nie wita? Czy znowu zawiniłam? Poczucie winy. Nie znam gorszego uczucia. Uczyliśmy się nie obwiniać nikogo za straty. Wybaczaliśmy, rozumieliśmy i cierpieliśmy za winy innych.

Tańczyliśmy. Arek miał łzy w oczach. Chyba ze szczęścia. Bałam się zapytać. Szczęście, wiem, co to szczęście.

– Nie płacz. – Otarłam jego łzę.

- Czuję twój zapach – powiedział. – Kocham cię.

- Wiem.

Uczyliśmy się kochać siebie całymi latami. Omijaliśmy błędy z przeszłości. Agata, jego pierwsza żona, zmarła. Nie pamiętam dlaczego. Pochował ją na Bali, tam się spotkali. Była roztropna, bardzo kobieca i lubiła podróżować. Była odważna. Zmarła na serce. Nauczyła go miłości do świata, otwartości, ale odeszła. Chyba dlatego tu jesteśmy, na tym balu, na którym widać wszystkie odcienie: zazdrość, zawiść, udawaną przyjaźń, ale jest w tym miłość.

Arek opuścił ręce. Przestaliśmy tańczyć. Burmistrz przywołał wszystkich pod scenę. Jakaś kobieta podeszła do Arka i pocałowała go. Otarła jego łzy.

- Czemu płaczesz? – zapytałam.

- Bo czuję twój zapach – mówił w moim kierunku.

Byłam szczęśliwa, bo wyciągnęliśmy z tej lekcji właściwe wnioski. Miłość istniała.

- Zapraszam wszystkich bliżej – żona burmistrza krzyczała do mikrofonu. Przeszkadzał mi ten dźwięk.

- Jesteśmy tu, żeby tą aukcją wesprzeć…

Tłum ludzi patrzył na mojego męża. Wsparcie – cóż za dziwne słowo. Nikt nie wspierał nas, a jesteśmy tu dziś, żeby kogoś wesprzeć. Na scenę wszedł zespół i usłyszałam swoją ukochaną piosenkę. Moją i jego. Byłam szczęśliwa. Byłam taka szczęśliwa.

- Dziękuję. – Odwróciłam głowę w stronę Arka, ale zniknął.

Żona burmistrza przedstawiła pierwszy przedmiot na licytację - niebieską sukienkę ze srebrnymi cekinami.

Usłyszałam bicie zegara. Powiedziałam w myślach: trzy.

Otworzyłam oczy, leżałam na podłodze. Wiedziałam, że nic już nie jest ważne, oprócz tego, czego się nauczyłam. Uświadamiam to sobie, dopóki jestem.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.