wtorek, 9 lutego 2021

Porady dla autorów — unikajcie porad!

Internet otworzył wiele możliwości. Wystarczy tylko odrobina logiki, aby zauważyć funkcjonowanie wszechobecnej komercji i reklamy. Reklamie ulega wiele osób, które chciałoby tworzyć, zamiast polegać na własnej wierze i intuicji, robią wszystko czego nie powinni.

Nie istnie reguła, która pozwoli jakiemuś autorowi stać się poczytnym pisarzem. Nie można ulegać standardom i robić wszystkiego, co robili autorzy, którzy nie odnieśli żadnego sukcesu — chyba że dla kogoś jest sukcesem wydanie książki, której nikt nie czyta.

Uleganie poradom z Internetu jest porażką. Prowadzenie bloga — dziś bloga prowadzi wiele osób, wcale nie związanych z tworzeniem. Wiele osób, które nie potrafi pisać tak, żeby czytający zrozumiał o czym jest pisany blog, pisze o tematach, które je interesuje. Własna strona może być formą informacji, ale ona nie wypromuje autora. Pozycjonowanie strony nie ma żadnego znaczenia, czy strona autora będzie na pierwszym miejscu w wyszukiwarce, czy nie, sama pozycja nie przyczyni się do sprzedawalności książek.

Robienie kolejnych redakcji książki jest porażką. Zredagowana książka wcale nie nabiera innej mocy, jak książka prosto spod pióra. Wydawca sam chce redagować dzieło. Wtedy redakcja jest bardziej bezpośrednia. Książka może przejść adiustowanie, czyli jakieś wstępne poprawki w postaci usunięcia powtarzających się wyrazów, literówek, poprawienie „ą”, czy „ę”, tam gdzie powinny być. Każdy szanujący się wydawca posiada własnych redaktorów, którzy zajmują się redagowaniem, czy korektą.

Kolejną rzeczą, o której także pisałem wcześniej, są konkursy literackie. Można przyjąć, że jeżeli jest konkurs, w którym nagrodą jest wydanie „dużego” nakładu książki (10-30000egz.), wówczas konkurs ma sens. Natomiast jeżeli jest konkurs literacki w którym podstawą przyjęcia książki, jest właściwe zredagowanie dzieła, a nagrodą jest redagowanie książki, taka nagroda jest tylko porażką.

Autor przede wszystkim powinien być kreatywny i działać na podstawie własnej intuicji. Można promować się przez portale społecznościowe, ale nie przynosi to żadnego rezultatu. Zaś pisanie na różnych portalach internetowych, takich jak Artelis, pozwala stać się zauważalnym.

Autor powinien nawiązywać współpracę chociażby z Urzędem Gminy, który to Urząd może zorganizować dla pisarza spotkanie autorskie, czy też z bibliotekami, które na takie spotkania są otwarte i mają przeznaczone fundusze. To jest działanie efektowne, namacalne. Ale te należą do nielicznych przykładów efektownego działania, gdyż wielu autorów robi wszystko czego robić nie powinni zanim zaczną działać z efektem, kiedy zrozumieją, że internetowe porady są nic nie warte.

Dziś w czasach tak rozwiniętych możliwości medialnych mamy nowe możliwości. Kiedyś uwagę moją przykuła autorka, która za własne pieniądze w USA wydała duuuży nakład swojej książki, a potem sama rozwoziła powieść po kraju. Organizowała w księgarniach i ośrodkach kultury spotkania z czytelnikami — odniosła sukces, bo potrafiła przekonać ludzi do swojej literatury, ale zaangażowała się sama. Tu jest właśnie przykład właściwej promocji.

Natomiast w Polsce porady dla pisarzy piszą ludzie, którzy choć wydali jakieś gnioty, nie zarobili na nich takich pieniędzy, aby pokryć wykorzystany prąd elektryczny. O czym zatem mówimy, kiedy zamierzamy słuchać takiego doradcy?

Sukces każdy musi wypracować w indywidualny sposób. Działanie musi przynieść efekt. Pisarz, który odniósł sukces jest osobą znaną, rozpoznawalną. Aby takim się stać trzeba działać, bo nikt nie urodził się wielkim i znanym.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Pisane ręką Boga

Tytuł określa pewnego rodzaju teksty, które powstają bez najmniejszego zastanowienia nad tym co się pisze. Sam dobrze o tym wiem, bo pisaniem zajmuje się od 12 roku życia. Niektóre moje teksty wyglądają jakby były pisane na siłę, zaś inne… jestem pod wrażeniem tego, co sam napisałem.

Pani Bożena Figarska (szkoda, że zakończyła swoją misję), właśnie tak: „Pisane ręką Boga” nazywała pewne swoje teksty, czy nagrania. I właśnie od niej postanowiłem ten termin zapożyczyć.

Zdarza się często, że mam ochotę coś napisać, ale zupełnie nic się nie klei. Piszę na siłę, zdanie nie pasuje do zdania i jest to najlepszym znakiem, że powinienem zostawić pisanie do lepszego czasu. Oczywiście dobrze, że w takiej sytuacji mam jakiś tekst wymagający kolejnego etapu i mam co robić.

Często jednak przychodzi taka chwila, kiedy bez jakiegokolwiek zastanawiania się potok myśli z głowy płynie na papier. Myśl po myśli pojawia się w takim tempie, że aż trzeba notować pewne rzeczy z boku na marginesie lub na kartce, żeby nie zapomnieć jakiegoś detalu. Jest tylko jedna myśl zapisać jak najwięcej słów w krótkim czasie.

Pisząc książki dziele sobie wszystko na kilka etapów. Pierwszym jest przygotowanie. Zanim zaczynam pisać na komputerze lub przepisywać tekst z papieru, najpierw w programie „Word” robię wszystkie ustawienia. Nie wyobrażam sobie pisania bez wyilustrowania strony, czy bez automatycznego dzielenia wyrazów, bez akapitu, czy nagłówka lub numeru strony i tak dalej…,  bo w chwili, kiedy zaczynam pisać automatycznie, raziłoby mnie to czego wcześniej nie dopracowałem. I jako kolejny etap jest zapisanie potoku myśli płynących z głowy. Powstały w ten sposób tekst można już nazwać powieścią, choć do ostatecznej formy jeszcze mu brakuje. Wówczas zostawiam ten tekst. I znowu dzieje się to samo, czasem w środku nocy przychodzi jakby myśl, która się rozwija. Po zapisaniu tej myśli zaczynam rozumieć, gdzie ona najlepiej pasuje i tam ją umieszczam. 

Podobnie jest, że aby zacząć pisać muszę to robić w czystości. Bo wówczas nawet plama na blacie po odbiciu dna szklanki potrafi rozproszyć myśli. Zapalam papierosa, a palę, bo lubię, a nie, bo muszę i zaczynam... coś, o czym zupełnie nie myślę przepływa przez moje ciało. I czy jestem inny niż wszyscy?

Niektórzy stan możliwości pisania bez zastanawiania się nazywają natchnieniem, czego w określaniu powyższego wykluczyć nie można, bo natchnienie pochodzi z jakiegoś źródła. Jest jakieś źródło, w którym powstają myśli. Ktoś, kto nigdy nie pisał lub nie pisał automatycznie, nigdy nie zrozumie takiego stanu. To jest tak jakby chcieć o coś zapytać znając odpowiedź, nie zdając sobie sprawy ze znajomości tej odpowiedzi.

Tak niesamowitego uczucia nie przeżywa się w żadnym stanie odurzenia. Zaś pisanie pod wpływem jakiegokolwiek odurzenia z góry odrzucam. Istnieje jednak coś takiego i nie zostało jeszcze ustalone, czy pochodzi od Boga, czy płynie z naszej podświadomości, czy też z innego źródła. Tak wielu ludzi ogranicza siebie samych, szukając pomocy w swoich problemach nie tam, gdzie należy jej szukać. Bo skoro człowiek powstał z jednej komórki, a potem w jakiś sposób nabawił się czegoś, tak w sposób psychosomatyczny, jak i naturalny, to może tak samo się uzdrowić bez pomocy jakiegoś lekarza. Ogranicza nas tylko i wyłącznie nasz sposób myślenia.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Niezwykła moc książki

Najbardziej uniwersalnym wynalazkiem ludzkości jest książka. Kilkadziesiąt stron papieru pokrytych drukiem, z barwną okładką, zabiera nas w spaniały świat, bez potrzeby wychodzenia z domu. Wraz bohaterem możemy przeżywać jego przygody… leżąc na wygodnej kanapie. Przekazuje emocje we właściwy sposób, nie potrzebuje prądu, ani żadnego z technicznych urządzeń…

Pomimo tego, że dzisiaj komputery i telewizor zabierają nam wiele czasu nadal wielkim zainteresowaniem cieszy się książka. Wielu z was powie: „nieprawda”! Kto w takim razie utrzymuje kilka tysięcy polskich wydawnictw, hurtowni książek, księgarni, może Unia Europejska sponsoruje istnienie wymienionych POŚREDNIKÓW? Czy wyobrażasz sobie kilka tysięcy? To nie jeden wydawca, czy dwóch…

Na całym świecie powstaje rocznie kilkadziesiąt tysięcy nowych książek — w samej Polsce wychodzi kilkadziesiąt tysięcy nowych książek rocznie. O wiele więcej nigdy nie trafi do wydawcy, a duża część nie nadaje się do czytania.

Każdy czytelnik ma swoich ulubionych pisarzy, do których stylu się przyzwyczaił, ale często potrzeba czegoś nowego. Debiutanci też muszą wiedzieć, czego chcą, i jeżeli znajdzie się wydawca, który zgodzi się wydać ich książkę (mam tu na myśli zachód, bo wielu polskich wydaje tak jak jest), wówczas pokornie wypełniać wszystkie jego wskazówki, nawet jeżeli będzie musiał wywalić połowę tekstu. Bo w tym przypadku, wydawca wydał kilka tysięcy różnych tytułów i na podstawie wieloletniego doświadczenia, wie czego wymaga czytelnik. A czytelnik oczekuje książki w dobrej jakości. Podobnie jak anglojęzyczny wydawca nie wyda książki w innym języku niż „angielski literacki”, który znacznie różni się od potocznego angielskiego. W Polsce były czasy, kiedy od wydawcy dostawałem odpowiedź: „wie pan fantastyka sprzedaje się ciężko” — totalna bzdura. Faktycznie, ciężko sprzedają się książki w dziedzinie fantastyki, ale jak można taką książkę czytać, która jest tak wydana, że jej się czytać nie da?! — wszystkich, którzy nie wiedzą, o co chodzi wysyłam do literatury Alfreda Szklarskiego wydanej przed rokiem 1990.

Jakiś wydawca usuwa z mojej książki akapity, wyjustowanie tekstu i przysyła mi do czytania po tak zwanej „redakcji”. Odpisuje mu, że tak przerobionego tekstu czytał nie będę — w celu zaakceptowania zmian, — jeżeli formatowanie nie zostanie poprawione do formy w jakiej wysłałem! Wydawca wyda źle moją książkę, wydawnictwo upadnie, ale na mój temat opinia ciągnąć będzie się długie lata. Pomimo redagowania książki, a później korekty, na autorze skupia się opinia, nikt nie powie: „redaktor źle zredagował”! Wydawca nie chce poprawić, zostawia wprowadzone zmiany, czyli brak akapitów i wyjustowania strony, zrywam umowę, wtedy wydawca wrzeszczy, że obciąży mnie kosztami za redakcję. „Za co?” — pytam.

Podczas nauki w szkole możemy spotkać się z doszukiwaniem się w książce ukrytego przekazu. Książka ma w sobie nieść wiele informacji. Jako autor zupełnie się z tym nie zgadzam. Są tysiące pozycji, które autor pisze pod wpływem chwili i nie myśli o tym, żeby umieszczać coś w książce, co będzie ukrytym przekazem. Jaki przekaz można znaleźć w „Harrym Potterze?”, czy w powieściach MacLeana? Zaś często polski wydawca pyta: „jaki pana książka niesie przekaz?”

Zamiast w szkole nauczać jak książka jest przyjemną, pozwala rozwijać wyobraźnię, to wymaga się czytania nawet wbrew sobie. „Musisz przeczytać tę książkę!” — idealny sposób wpływania na dziecko. Sposób ten doskonale świadczy o autorze tych słów. Jako osoba dorosła kupuje to, co mnie interesuje, dokonuje wyboru, czy tę książkę przeczytam czy nie. Nie czytam jej dlatego, że tysiąc innych osób ją przeczytało. Mnie musi coś ująć. Dziecko natomiast zmuszane do czytania ze zwyczajnej przekory tego nie będzie robiło i zamiast zmuszać je do czytania można wymienić nauczyciela, na takiego, który będzie wiedział, po co jest nauczycielem. Wiem, co piszę! I dziecko zmuszane do czytania na siłę jeszcze we wczesnym okresie życia znienawidzi czytanie, choć tak naprawdę nie będzie wiedziało dlaczego.

 „Harry Potter” podbił cały świat, żeby nie być z tyłu i tylko dlatego, sięgnąłem po tę pozycję po ośmiu latach od jej debiutu. Jedni ludzie zachwycali się, a inni krytykowali i sam musiałem ocenić, co w tym jest. Mieć własną opinię na ten temat.

Kolejna sprawa, że godni uwagi są właśnie pisarze, którzy piszą w taki sposób, że potrafią porwać czytelnika na całym świecie. W tym jest jakaś niezmierzona moc. Co z tego, że najdzie się wielu krytykantów? Krytyka tworzy jakość i do tego jest potrzebna. Ktoś, kto dobrze pisze i jego książki sprzedają się w nakładach po 100000 egzemplarzy nie będzie chciał splunąć na tysiąc osób, które krytykują jego dzieło. W takim przypadku działa zazwyczaj zazdrość. Zamiast cieszyć się z tego, że ktoś inny napisał tak dobre dzieło, ja mu zazdroszczę, czym świadczę sam o sobie. Skoro czegoś komuś zazdroszczę znaczy, że mnie na wiele nie stać fizycznie i duchowo.

Można wiele mówić, nauczać… Świat się rozwija i nikt nie zastąpi silnika elektrycznego na kierat, przynajmniej do kiedy prąd elektryczny będzie dostępny. Podobnie jest w innych dziedzinach, kto wyrzuci komputer, a na jego miejsce postawi maszynę do pisania? Rozwój jest wynikiem postępu. Są doskonałe gry, na podstawie, których można dużo dowiedzieć… Ale gra kiedyś się znudzi. Gry komputerowe wywołują stres i nerwy. Z grania na komputerze się wyrasta. Książka (choć wielu ona parzy w dłonie) nie wywołuje w nikim takiej agresji, żeby ktoś rzucał tą książką po jej czytaniu. Wielu ludzi jadąc w autobusie, czekając w kolejce, czyta książkę. Wyjeżdża w ciekawe miejsce i zabiera ze sobą książkę!

Każdy z nas może zawsze znaleźć książkę w odpowiedniej dla siebie dziedzinie. W czasie mojej korespondencji e-mail z pewną dziewczyną, zaproponowałem czytanie mojego tekstu. Po przeczytaniu rozdziału mojej powieści napisała „dzięki tobie pokochałam czytanie”. Czy nie można powiedzieć, że coś niesamowitego w tym jest? Może wielu ludzi nie ma w sobie tyle odwagi, żeby wziąć w ręce książkę, w obawie przed zafascynowaniem książką? Lub wstydzi się przyznać przed kolegami: „ja czytałem”.

Zdarzyło mi się w jednym barze podczas rozmowy przy stoliku poruszyć temat czytania. Mówię, że przeczytałem ostatnio książkę… a tu nagle przerywa mi atrakcyjna dziewczyna: „Co robiłeś?!”. Z jej zachowania można było wywnioskować, że czytając książkę robiłem coś bardzo złego. Z podrywu nici. Ale cieszyłem się z tego, że tak się skończyło spotkanie.

Nie wyobrażam sobie, jak wielki dobrobyt panowałby w naszym kraju, gdyby czytelnictwo stało na wyższym poziomie. Dzięki czytaniu książek ludzie się rozwijają nie wychodząc z domu. Czytając książkę, która wyzwala w nas emocje, możemy je przeżywać podczas czytania, ale i później po odłożeniu książki.

Na zanik czytelnictwa wpływa wiele rzeczy. Pierwszą będzie jakość wydawanych książek, drugą, książki źle przetłumaczone, a trzecią wysoka cena. Wiele książek do mnie nie przemawia, gdy jestem w księgarni. Biorę książkę kartkuje i nie czuje treści. Duża grupa czytelników właśnie nacięła się kupując beznadziejne pozycje. Dziś w Internecie można czytać fragmenty przed zakupem, co ułatwia wybór.

A potraficie sobie wyobrazić, gdyby w Polsce stosowano promocję? Informacje o nowych publikacjach byłyby znane jeszcze przed pojawieniem się powieści debiutanckich w księgarniach? Jednak wielu ludzi dziś uważa, że lepiej dać łapówkę, niż tę samą kwotę zainwestować w promocję, a efekt byłby ten sam lub lepszy.

Pojawiły się w ostatnim czasie także podejrzenia o kradzież książek. Rzekomo pośrednicy, często bez wiedzy wydawcy, a także wydawcy bez wiedzy autora, wrzucają na rynek dobrze sprzedające się książki. W innych dziedzinach poradzono sobie z tym problemem umieszczając na produktach hologramy, czy numery. Miejmy nadzieję, że ten temat także znajdzie swoje rozwiązanie, gdyż złodziejstwo pozbawia autora zarobku, a czytelników przyjemności z czytania.

Polskiego wydawcę obraża słowo: „pośrednik”. Ale kim on w zasadzie jest, jeśli nie pośrednikiem pomiędzy autorem, a czytelnikiem? Bez autora wydawca nie zarabiałby na książkach. Duża liczba wydawców książek świadczy o tym, jak wielkim zainteresowaniem cieszy się wciąż książka. A spadek czytelnictwa można nazwać jedynie „tendencją”, która się zmienia.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Na statku kiwa, czy kołysze? — analiza.

Artykuł powstał na podstawie uwag dzisiejszych „czytelników”. Kiedy czytelnik uczy kogoś obeznanego z literaturą, w czasach, kiedy język literacki wyróżniał książki, od tego co mamy dziś, czyli książki pisane w języku potocznym, a często wydawane bez redagowania.

W dzisiejszym społeczeństwie, mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jak niegdyś wyglądało przygotowanie książki do wydania. Autorzy znani, tacy jak Karol Olgierd Borchardt, przed oddaniem tekstu do wydawcy, przekazywali tekst redaktorowi do adjustacji, a potem powieść w wydawnictwie przechodziła redakcję. Nie dlatego, że została kiepsko napisana, ale dlatego, że książka musi być napisana w sposób łatwy do czytania. Alfred Szklarski pracował w wydawnictwie „Śląsk” jako redaktor, czyli poprawiał książki innych ludzi, natomiast jego książki poprawiało trzech innych redaktorów, nie dlatego, że nie umiał pisać, tylko dlatego, że autor ma prawo nie dostrzegać swoich własnych błędów. Co więcej? Istnieje kolosalna różnica językowa w książkach Alfreda Szklarskiego o przygodach Tomka Wilmowskiego, które redagowano przed rokiem 1990, a które zostały wydane po raz pierwszy po roku 1990. Wcześniejsze są doskonale zredagowane, a różnicę językową można dostrzec natychmiast.

Dzisiaj można wydać książkę prosto spod pióra, bez żadnej redakcji. Takie właśnie „dzieła” sprawiają, że nie tylko spada procent czytelnictwa, ale również występuje wiele mylących zwrotów.

W ukazaniu faktycznej formy opisu działania ruchów na statku pod wpływem zmieniającego się poziomu wysokości wody — falującego morza, posługiwać się będę powieścią Karola Olgierda Borchardta: „Znaczy Kapitan”.

I tak znajdujemy jeden z zapisów: my chcemy wiedzieć, czy mamy najpierw położyć się spać, a potem przyzwyczaić się do kiwania, czy też najpierw przyzwyczaić się do kiwania, a potem położyć się spać? — czy nieświadomie i z błędem użyto dwa razy słowa: „kiwania”? Chyba raczej chciano podkreślić taką właśnie sytuację.

W tej chwili na morzu Marmara doktor miał kłopot z odszukaniem męża pacjentki, która leżała u doktora w szpitalu i z powodu „kiwania” potrzebowała rodzić. - Dlaczego autor użył tu po raz kolejny słowa: „kiwania”? Książka przeszła redakcję i korektę!

Doktor wprowadził męża do szpitala okrętowego, w którym było pięć kobiet. Wszystkie umierające z powodu „kiwanja”, a jedna w dodatku rodząca. - Po raz kolejny autor nie użył słowa kołysanie, a właśnie kiwanie, z tym, że tu jeszcze występuje rosyjski akcent „kiwanja”.

Morze może ukołysać, ale nie ukiwać, natomiast statek najwyraźniej się kiwa, a nie kołysze, podobnie jak statek nie jedzie, tylko idzie: „Szedł pod pełnymi żaglami”. Używając słowa „kołysanie”, mamy na myśli coś łagodnego, natomiast kiedy jest mowa o „kiwaniu”, mówimy o czymś gwałtownym.

W różnych znanych przypadkach, w literaturze zostało opisane, że podczas gwałtownego kiwania i źle rozłożonego balastu, dochodziło do złamania bukszprytu. Wiele innych przykładów można wyliczać, żeby potwierdzić sens tej jednej myśli. Zatem na tej podstawie możemy uznać z najwyższą słusznością, że na statku kiwa i jest to sformułowanie jak najbardziej poprawne i ponadczasowe.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Odkrycie talentu — ilu wydawców odrzuciło dziś znane dzieła?

Możliwości odnoszenia sukcesu solidnie działają w zachodnich krajach i proces uznania przychodzi szybciej niż Polsce, gdzie nadal wzorujemy się na błędnych wzorach. Prawdziwy talent nie przemija nigdy i wcześniej, czy później zostanie odkryty nawet w Polsce.

Na zachowanie ludzi najbardziej oddziałują przykłady tych, którzy już odnieśli sukces. Dlatego również posłużę się odpowiednim przykładem.

Pisarze, którzy nie poddali się odrzuceniu głęboko zapisali się w historii literatury. Zacznijmy od słynnej powieści „Przeminęło z wiatrem” autorstwa Margaret Mitchell — powieść odrzucona przez trzydziestu ośmiu wydawców. Ile desperacji i silnej wiary musiała posiadać autorka, żeby niezachwianą wiarą doprowadzić do wydania tej pozycji?

Stephen King jest kolejnym autorem, którego powieść „Carrie” odrzuciło trzydziestu wydawców. Czy dziś ktoś nie zna prozy Stephena Kinga?

Składająca się z piętnastu opowiadań powieść „Dublińczycy” Jamesa Joyce’a – odrzuciło dwudziestu dwóch wydawców.

I wreszcie J. K. Rowling, autorka „Harrego Pottera” została odesłana z kwitkiem tylko osiem razy.

My autorzy jesteśmy jednak twardzi i uparci w swoich przekonaniach, nawet jeżeli często przeżywamy odrzucenie powieści lub ktoś daje nam fałszywą nadzieję albo próbuje nas obrażać w celu zniechęcenia.

Zaraz po wydaniu książki „Ratujmy co się da” w roku 2004 trafiłem do redakcji pewnej gazety. Redaktor naczelny, którego nazwiska nie wymienię, pożegnał mnie słowami: „Czy to się panu podoba, czy nie - ja pana wypromuje”. Słowa nie dotrzymał.

Podobnych oszukańców jest więcej i nigdy nie wiadomo na kogo się trafia. Kilka lat wcześniej pewien drukarz z Warszawy opowiedział mi historię swojego krewnego, który poprosił kolegę, aby wydał opinię na temat maszynopisu książki. Po jakimś czasie zobaczył swoją książkę wydaną pod nazwiskiem kolegi! Takie jednak działanie należy do rzadkości, bo prawa autorskie w Polsce są przestrzegane.

Zagadką jest dla mnie postępowanie pewnej grupy ludzi zajmujących się wydawaniem i promowaniem książek, występującej pod nazwą agencji literackiej. Po moim zapytaniu poproszono mnie o przysłanie do nich wydruku tekstu. List polecony z tekstami został wysłany i... wrócił, gdyż nie odnaleziono adresu, który otrzymałem.

Talent jednak zazwyczaj zostaje odkryty, kiedy autor jest wystarczająco uparty i ma odpowiednią determinację potrzebną do osiągnięcia celu. Kiedy autor zostaje odkryty, wydawca lub agent literacki nazywa siebie odkrywcą owego autora. Każdy autor odkrywa sam siebie, a kiedy faktycznie się odkryje to wówczas mówimy o sukcesie literackim.

Ile razy wydawca musi odrzucić powieść, aby ktoś inny poznał się na autorze? Nie ma takiej reguły. Jednak w każdej dziedzinie należy śmiało kroczyć do celu, aż sukces zostanie osiągnięty. Z powyższych przykładów możemy zauważyć, że zawsze znajduje się osoba, która w książce odrzuconej przez wielu wydawców, dostrzeże jej właściwy potencjał.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.